Chociaż od trzech lat luty był
miesiącem okupowanym
organizacyjnie przez Tomara, tym razem w rolę "allecatowego"
wodzireja postanowił wcielić się
debiutancko Robert. Tomara
niestety zabrakło nawet na
starcie.
Jak sięgam pamięcią miejsce
startu z Placu Słowiańskiego
było zmieniane zaledwie dwa
razy. Na Zagonowej też nie jest
źle.
Dostajemy materiały na 5 minut
przed startem i ... niestety wyciągam
okulary. Trzeba mocno czytać i
do tego ze zrozumieniem.
Plan trasy z pozycji startowej
numer 5 jest bardzo prosty.
Dodatkowo wspierają mnie
rowerowo jako kibice Mikołaj i
Krzywy.
Ruszam na Zawodzie i tam przy
pomocy wcześniej startujących
zaliczam punkt planetarny
znajdujący się na lewo, a nie na
prawo. Gonimy się z ekipą dalej
na Stare Miasto pod hotel z
czterema gwiazdkami.
Współzawodnicy niestety znikają,
a ja zaliczam Gwiezdną i
odkrywam, że na Struga nie muszę
jechać bo znam odpowiedź.
Na Hetmańskiej lekko się gubię,
a tam są dwa solidne punkty.
Dworzec PKP i zegar słoneczny i
z towarzystwa odpada towarzyski
Krzywy. Mikołaj ciągnie mnie na
Łęczycką, a tam podjazd jest jak
się patrzy. Nie tracąc wysokości
terenem jadę na kolejny punkt.
Drugi kibic mnie opuszcza. W
Delikatesach na Legionów robię
małe zamieszanie i spadam na
Wiejską. Uff, jeszcze tylko
Modrzewina i będę już w dziupli.
Podjazd z wiatrem i myśl aby
wracać Fromborską. Wybieram
jednak wariant
zjazdowo-podjazdowy i mijam się
z Mareckim i Marcinem_Ch.
Robert jest bardzo zaskoczony
przyjazdem pierwszego zawodnika.
Zaskoczony jestem i ja lecz moje
zaskoczenie polega na tym, że
niechcący wygrałem i
przejechałem jedynie 25,5 km
(inni mieli na licznikach więcej
niż 30).
Oprócz zajebistej satysfakcji
wygrałem wspaniałe ciasto.
Smakowało?
Wątek organizacyjny
można obserwować na: Elbląskim Forum Rowerowym