LĘBORK
21 KWIECIEŃ 2001


E.S.R. - postanowiła sprawdzić wyczytane i zasłyszane wieści na temat Harpagana własnoręcznie na miejscu w Lęborku. Co ja plotę - własnonożnie. Gdzież, jak nie u źródła najlepiej szukać prawdy i doświadczyć - co jest grane. Namawiam ludzi. Właściwie to nie musiałem się wiele wysilać bo niektórym podjęcie końcowej pozytywnej decyzji zabrało mniej niż ułamek sekundy. Jedziemy !!!

Przygotowania ruszyły pełną parą. Jedno stanowiło pewnik - 200 km i aż 12 długich godzin. Spoko co to dla nas, zero stresu, jakby co winę zrzucimy na premiera i już. Trzeba chyba z sobą wziąść jakiś rower i może zapasową dętkę. - Co by tu jeszcze? - Może jakieś szamanko? Aha, poczytamy sobie regulamin, - co nie można korzystać z żadnego środka lokomocji? A rower - no nie, - aha rowerem można. Mapy - mamy w małym palcu. Zebrała się piątka bikerów w dość dużym przedziale wiekowym. Dla przyzwoitości zgłoszenie wysłaliśmy wcześniej. Pozostało czekanie i trenowanie . Tylko kiedy tam wyjechać? Wieczorem w piątek, czy w sobotę raniutko? Transport - jest. No, no. Doszło do nas jeszcze dwóch amatorów mocnych wrażeń. Zdecydowaliśmy się jednak na sobotni poranny wyjazd. Podejrzewam, że i tak nie moglibyśmy tam zasnąć, czując tabu atmosferę. Sprzęcicho pakujemy wieczorem żeby uniknąć porannej paniki. Dobra każda godzinka drzemki we własnym wyrku. Pobudka około 3 a o 4:00 planowo ruszamy w drogę i chociaż każdy udaje bohatera to ja wiem jedno - panika jest zalegalizowana. Dojeżdzając przed 6 do Lęborka napotykamy kilkunastoosobową bandę piechurów, której spora część ledwo powłóczy nogami. Zatrzymujemy się i serdecznie pozdrawiamy Obraz nędzy i rozpaczy, o zgrozo!. Dobrze tylko spokój, przecież nie wpadają jeszcze samoczynnie do przydrożnych rowów.

Bazę w szkole odnajdujemy bez większych problemów. Udajemy się do biura zawodów - widać zdenerwowanie na każdym kroku - jakież to naturalne. Wypełniamy formularze, dostajemy informatory, nalepki, jakieś dziwne pisma - chwalić minimum formalności. I wreszcie - numery startowe.

Rozpakowujemy pomału sprzęt, po czym podążamy wiedzeni li tylko intuicją na miejsce startu. Dobrze że trafiliśmy i zdążyliśmy przed czasem. Dostajemy mapy które na pierwszy rzut oka niewiele mi mówią.
7:00 - START.
Ruszamy ostrożnie wiedzeni stadnym instynktem sporej grupy bikerów i jedziemy chyba w dobrym kierunku, bo po drodze widzę policjantów kierujących ruchem naszego peletonu. Mapa w zębach i już wiem, że jedziemy do
(1). Znów natykam się na Gogiego który twierdzi, że dobrze jedziemy. Tam sytuacja przypomina istne oblężenie Częstochowy. Przymusową lukę czasową wykorzystujemy z Mariuszem na pobieżne poukładanie punktów w jakąś całość - obraz całości stanowczo zyskuje na czytelności. Nie zdradzę obranej stategii lecz postanawiamy złamać zasadę przesądów i zabobonów, Kębłowo Nowowiejskie, Nowa Wieś Lęborska. Smród wysypiska czuć z oddali i jak się okazało jest to prawdziwa (13). Dwie ambony i ani żywego ducha po stemplu. Około trzydziestka rozwścieczonego luda miota się wzdłuż i wszerz . Niczym Rejtan bronię biednej ambony z fikuśną tabliczką (na niebieskim tle czarna 3 lub 8) przed wywróceniem. Ekipa E.S.R. wpisuje (8:14) i ruszamy dalej. Garczegorze, Łebień, punkt na lotnisku, trochę schowany wśród starych schronów samolotowych nasi odnajdują i zdobywają jako pierwsi (19 - 9:01) Kopaniewo, Roszczyce, Bargędzino, Sasino. Latarnia morska "Stilo" widziana już z oddali wróży kolejne zaliczenie. Jesteśmy szczęściarzami - ekipę sędziów spotykamy całkiem przypadkowo dopiero w drodze na punkt (10 - 10:10). Dołącza do nas kolega z numerem 799. Podążamy dalej nadmorską dróżką - czerwony szlak . Tablica przeciwpożarowa owszem jest, zwiedzamy teren w promieniu nie 200 a 500 metrów, po czujnej obsłudze jednak ani śladu. Horror - w desperacji wykonujemy telefon alarmowy wiedzeni poczuciem krzywdy. Co czekać? Nigdy! Nerwy - dostaję szczękościsku, kolki i kokluszu, cudem powstrzymuję odejście wód płodowych. Karta przyjmuje samozwańczy wpis (20 - 10:40). Trzyma mnie przy życiu jedynie myśl, że to już koniec pega (czytaj: pecha). W drodze do kolejnego punktu, natrafiamy na czujnego żołnierza wojsk NATO, po kulturalnej wymianie zdań gotów jest przeładować broń i tym samym zmusić nas do odwrotu. Odpuszczamy robimy objazd i cudem lądujemy w centrum jednostki na placu alarmowym - umykamy jednak niepostrzeżenie. Przeprawa wzdłuż brzegów Bezimiennej z rowerami w garści to survival w kieszonkowym wydaniu. Opłacało się jednak, jest (8 - 11:53) karty wzbogacają się o kolejny stempel. I tu znów byliśmy "number one". Szklana Huta, Osieki, Choczewo, Łętowo i jeszcze kawałeczek, jest (15 - 12:40). Łętowo, półmetek czasowy (przestajemy myśleć o jeździe nad jezioro Żarnowieckie) Mierzyno, Płaczewo (18 - 13:49) - 799 ucieka mówiąc sorry. Nowy Młot, Dąbrówka Mała, Świetlino w którym pustoszymy sklep ---> Kaczkowo. Lekki ból lewego kolana nie zwiastuje niczego dobrego, jeszcze kawałek i w głębokim lesie trafiamy (2 - 15:10). Nawracamy ---> Kaczkowo, Łęczyce i tu wzajemne pozdrowienia z czujnymi kajakarzami. Z mostu widać mokrą wodę Łeby i ich punkt kontrolny. Dalej mijamy Godętowo. Przed Rozłazinem zmuszam bandę do wjazdu w las co okazało się zbawienne w skutkach. Po nieco skomplikowanym zaliczeniu (5 - 16:27) czekał nas wspaniały zjazd właśnie do Rozłazina. Parę kilometrów dalej wspaniały widok na stary wiadukt (6 - 16:58). W dalszej drodze dziwi mnie fakt, iż niektórzy jadą jeszcze w przeciwnym kierunku. Może dopiero wystartowali? My natomiast konsekwentnie idąc tropem myśliwych docieramy do wiaty turystycznej (7 - 17:28), gdzie miły starszy pan odgrywa na rogu sygnały myśliwskie (ładny kawałek był na naszą cześć). Zaczyna lekko kropić, lecz wcale nie dlatego wiekszość ekipy podejmuje decyzję o zjeździe do mety. Mamy wszystkiego serdecznie dosyć. Trójka najsilniejszych postanawia zdobyć jeszcze punkt (9) . Pierwsza grupa melduje się na linii mety o (17:54) - mając spory zapas czasowy a na licznikach po 150 jakże gorących kilometrów. Zjazd do bazy, micha bigosu i kubek aromatycznej kawusi. Zmęczeni i zadowoleni niesamowicie postanawiamy, że pomimo małych niedociągnięć organizacyjnych na jesień harpaganimy ponownie.

DZIAŁ HARPAGAN