DRZEWINA
20 KWIECIEŃ 2002


Harpagana pomimo wielokrotnie podejmowanych prób i olbrzymich starań nie mogły wymyśleć takie sławy jak: Leonardo da Vinci, Albert Einstein i wielu innych pomniejszych o których już nie wspomnę. Nawet Stanisław Lem w swojej fantastyce był od tego bardzo daleki. Jednakże wiosną tego roku powstało olbrzymie zamieszanie wokół imprezy. Nie wiadomo dokładnie przez kogo i dlaczego chciano Harpagana odwołać. Elblążanie dali się zwieść i zapisaliśmy się na Maraton w Bydgoszczy rozgrywany tydzień później. A co tam. Tak więc byliśmy w przysłowiowej kropce gdy ostatecznie oficjalnie zdementowano - wcześniejsze także oficjalne odwołanie 23 Harpagana. Jako ludzie rowerowego honoru postanowiliśmy jednak pojechać do Leśnej Szkoły Przygody w Drzewinie z zamiarem dodania otuchy uczestnikom i oczywiście ku ogromnej uciesze organizatorów. Powstała szybko na kolanie - koncepcja turystycznego przejechania kawalątka trasy i zaliczenia chociażby jednego punktu kontrolnego . Żadnego potu i zmęczenia. No może dwa punkty. Rozumiecie?

TEAM - NEKSUS ELBLĄG

640 - Dariusz Korsak (3)
641 - Władysław Niebylski
(3)
642 - Jerzy Kłoczewiak
(3)
643 - Marcin Kaznocha
(debiutant)
644 - Krzysztof Żuchowski
(2)
645 - Grzegorz Kozłowski
(3)
727 - Marcin Błasiak
(debiutant)

Przez wszystkie punkty towarzyszyli i pomagali nam w pocie czoła obyci w harpaganowych bojach

Euzebiusz Szulta - Reda
Jarosław Warda - Gdynia
Sławomir Ławicki - Gdynia

Piotr Kozdryk - Stawiguda

spory ponad 100 kilometrowy odcinek trzymał koło:
Sławomir Szymków - Gdańsk

Początek jak zwykle w naszym wydaniu wyglądał bardzo prosto czyli - przyjeżdżamy z samego rańca czyniąc wiele szumu, witamy znajomych, zadajemy moc pytań naczalstwu, pobieramy karty i grzecznie czekamy na rozdanie map. Spotykam internetowego Sławka Sz. - to on mnie odnajduje w tłumie. Mapy wydane i teraz debata iście parlamentarna - który punkt będzie najbardziej odpowiedni do naszej koncepcji. Tym razem postanawiamy rozpocząć według kolejności od (1). Ruszamy z placu boju znaną drogą i po 200 metrach koncepcja zmienia się na (9). Pawłowo - Cząstkowo - Postołowo, wjeżdżamy w las i odbijamy w lewo, jest coś co kiedyś mogło być przepustem. Kod biała farba ? Może to te wyblakłe (PO)? 7:35 do karty a ja wygłosiłem krótki pean na cześć tego co to oznaczał. Pędzimy lasem do Gołębiewa zwanego Średnim i dalej przez te właściwe Gołębiewo - Sobowidz, znów lasek i skrzyżowanie z wiatą. Owszem na wiacie jest moc różnych "kodów" ale żeby je wpisywać w pełnej formie do karty - nigdy! Pełen konsternacji telefon techniczny, krótka rozmowa (17) 8:20 i dalej w drogę. Szczerbięcin - Turze - Małżewo, las z mnóstwem dróg i sporo czasu na odszukanie właściwego przepustu. (2) 9:05 - (CH). Wędkowy - Liniewko wypadamy na wspaniały asfalcik, potem w lewo - Zduny - Brzeźno Wlk. Pokonujemy drogę leśną gdzie na skrzyżowanku (6) 9:46 - (LI) - blade które jednak już rozumiemy . Nawrót do Brzeźna - Klonówka - Kolincz - wspaniale oznaczona (15) 10:20 - (RA) . Prujemy przez niecny i zdradziecki Starogard Gdański (nie pytacie dlaczego?) - Koteże (11) 10:56 - (NO). Tu pomagamy Sławkowi załatać gumę - (jak on to sobie piknie wykombinował ?). Sumin (i co dalej ?) decyduję w pełnym biegu objechanie jeziora Sumińskiego od północnego-zachodu i po małych błędach nawigacyjnych zawracam naszą czołówkę która przy schowanych głęboko mapach twierdzi, że jadą chyba dobrze - Szteklin i tu po zasięgnięciu języka wsród miejscowych postanawiam dokonać natychmiastowej zemsty i poprowadzić swoich najkrócej czyli małym bagienkiem. Uroczo było, jest całkiem fajnie schowana (3) 11:50 - (BK). Wkraczamy na bardzo fajowe płyty betonowe które ciągną się jakieś dwa kilometry i dają początek objechania jeziora Borzechowskiego Wielkiego. Ciekawostka topograficzno - nawigacyjna, koniec płyt i zakrętas w prawo na asfalt to punkt najdalej oddalony od bazy i jest to ni mniej ni więcej w linii prostej 29,5 km. Borzechowo - Wirty - Radziejewo - Karolewo - Piesienica czyli moim zdaniem największa asfaltowa monotonia na trasie (7) 12:33 - (PK). Po dotarciu do Semlina rozpoczynamy kurtuazyjną penetrację sklepu. Dobra, dobra nie ma czasu - Jezierce - Tomaszewo - skraj lasu (14) 13:18 - (FM). Jak widzicie pękła połowa czasu i licznik mój wskazuje 102,30 km. Można by dyskutować ale jest to nasz 9 zaliczony punkt a to oznacza, że pokonanie całej rowerowej trasy jest niestety jakoby nierealne. Jaroszewy - Czarnocin - (8) 13:55 - (NE), zawracamy - Czarnocin - Czysta Woda i wjeżdzając do Skarszew zachodzę w głowę jak mogłem przegapić skrót na Więckowy. Mój kryzys za Skarszewami, ciągnie się jeszcze przez Więckowy gdzie widzę drogę którą powinniśmy wyjechać - Junkrowy - odnajdujemy zabudowania Zamkowej Góry. (13) 14:47 - (domy 2 i 3 a opodal bocianie gniazdo - jesteśmy uratowani - dochodzę do siebie. Na punkcie gościu radzi nam pojechać do 20 kulturalnie przez Pogódki. Widząc jego rower wiem, że ostro przesadził - Junkrowo - Głodowo (chwilka w sklepie) - Stefanowo - Milonki i piękny las z brzydką drogą (20) 15:50 - (NU). Na puncie ktoś pyta nas czy po drodze nie znaleźliśmy kart startowych. Niestety nie , wyrazy współczucia. Walimy prosto w kierunku Liniewa, w lewo i zaraz potem w prawo. Wybrałem polną drogę do Chrztowa przez które pędzimy jak pociąg pośpieszny. W oddali widać już jezioro Polaszkowskie, jest mostek (10) 16:26 i na znaku drogowym (PT). Wyobraźcie sobie - nie wpisałem tego na kartę startową zanotowałem jedynie na mojej tekturce. Co gorsza nie wpisałem tego także do kart dwóch innych elblążan. Odkryłem ten straszny fakt już podczas drukowania dyplomów. Zabiją mnie ? Podczas objazdu jeziora Sobąckiego mamy kawałek dosłownie pachnącej drogi. Kto tamtędy przejeżdżał wie o jaki zapach chodzi. Sobącz i polna droga w kierunku linii kolejowej, maruderzy zostają w tyle a czołówka jedzie kawałek ścieżką wzdłuż torów kolejowych (5) 17:07 (XL). Niektórzy są już wyczerpani i nie dziwi mnie fakt, że w Liniewku Jurek, Euzebiusz i Piotrek postanawiają spokojnie dojechać prosto do mety. Pozostała 8 będzie walczyć jeszcze o (18). W Lubaniu niefortunnie składam się do skrętu w prawo i leżę (wyrwany róg i lekko wygięta kierownica), nic nie boli - można kląć. Wypadamy na główną drogę, migiem przelatujemy Nową Karczmę i po chwili odbijamy w pole na Kamionki. Niestety małe problemy z nawigacją oraz nieubłagalnie biegnący czas powodują, że w połowie drogi zawracamy - znów asfalt - rozjazd dróg - Skrzydłówko, grupka samoistnie pęka i rwie się na kawałki. W Skrzydłowie jeszcze się widzimy, w Szatarpach zasadniczy peleton stanowi już tylko czwórka elblążąn. Sucha Huta, o stąd możemy spokojnie dojść choćby na pieszo ciągnąc rowerki za sobą. 18:41 uroczyste, uwiecznione fotką przekazanie kart sędziemu. Dwóch naszych zrobiło nad nami 6 minut przewagi na około 10 kilometrach. Ostatni Jurek przyjeżdża 6 minut po nas. Mój licznik wskazuje 182 kilometry i 9:02 czystej jazdy, średnia ponad 20 km/h.

Reasumując:
Zauważyłem, że lepiej leży mi trasa terenowa a ta spośród trzech które jechałem była najcięższa i najlepsza. Połowicznie został osiągnięty cel sprawdzenia mnie przez organizatorów. Fizycznie było dobrze, psychicznie doprowadzono mnie do wrzenia już na pierwszych dwóch punktach. Na piątym z kolei całkowicie czułem się już ukojony a trzynastego poprostu nie wpisałem sam sobie i już. Porażka? Nie sądzę. Raczej fajna zabawa.
Z organizatorów poznałem osobiście Wojtka Bielińskiego, Dainę Baranowską, Piotra Kaczyńskiego oraz samego Kierownika Rajdu - Karola Kalszteina. Może za rok w Elblągu? Bo jesienią będzie Puck. Nie przyrzekam nic ..... . Pozdrawiam wszystkich których napotkaliśmy na trasie a tych których nie napotkaliśmy też pozdrawiam.

DZIAŁ HARPAGAN