ELBLĄG
26 KWIECIEŃ 2003

Impreza która już dawno zyskała miano kultowej tym razem zawitała do Elbląga.


Wojtek, Karol i ja Prawdę powiedziawszy dla mnie 25 Harpagan zaczął się już w lutym. Pierwsza wizyta organizacyjna ludzi z Gdańskiego "NEPTUNA" była niesamowitym przeżyciem. Poznając imprezę od podszewki nabrałem do niej nieco więcej szacunku i pokory. Dotychczas człowiek przyjeżdżał do bazy, zapisywał się, lekko męczył na trasie i zwijał manele najczęściej nie czekając na zakończenie. Tym razem była to dla mnie życiowa przygoda porównywalna ze zdobyciem K-2, zimą oczywiście.
praca w sztabie Końcowa zasadnicza praca w sztabie generalnym rozpoczęła się już w czwartek wieczorem. Rzesza ludzi biegała po całej szkole i niby nic nie robiąc zapinała ten właśnie "ostatni guzik". Tylko uważny obserwator mógł zauważyć co jest naprawdę grane. Odprawy i sprawdzanie wszystkiego po trzy razy to u nich normalność. Stojąc sobie zupełnie z boczku widziałem dosłownie wszystko oprócz oczywiście mapy-tabu, która była oczkiem w głowie Karola Kalszteina i zasłaniał ją przed niewiernymi całym swoim ciałem.
ludzie przybywają W piątek na elbląskim dworcu co jakiś czas można było zobaczyć wyróżniających się w tłumie uczestników Harpagana którzy dziarsko z uśmiechem na ustach, raźnym krokiem udawali się w kierunku bazy. Zaczepiłem kilku z nich nerwowo obracających dziwną mapkę i stwierdziłem, że to kopia mojej pseudoprodukcji opublikowana na stronie Harpagana. Ucieszyłem się i słysząc narzekania, że nie wiadomo jak teraz mają zadałem pytanie - jak wobec tego poradzą sobie w terenie? Uśmiechali się mówiąc, że teren jest tu taki jakiś dziwnie płaski i problemów niestety nie przewidują. Majaczyli czy co?
ostatnie chwile przed zapisami Ostatnie chwile przed zapisami. Wojtek Bieliński z Leszkiem Miazgą sprawdzają przygotowanie sekretariatu zawodów. Wszystko jest w najlepszym porządku. Za zamkniętymi drzwiami kłębi się złowrogi tłum ludzi. Ostatnie godziny są zawsze najbardziej urocze, szczególnie dla organizatorów. Czy praca jaką do tej pory włożyli w to przedsięwzięcie nie pójdzie na marne z jakiegoś błahego powodu?
start trasy pieszej Uroczyste otwarcie odbyło się szybko i sprawnie i bardzo skromnie. 21:00 następuje start i grubo ponad czterystu piechurów zalewa ulice miasta. Widok zapierający dech w piersiach bo Elbląg to nie Nowy Jork. Dobrze, że miejscowa publika nie kładła się z przerażenia na glebę. Widok świateł policyjnych radiowozów był iście urzekający. Piechurzy wędrowali szeroką ławą z placu Jagiellończyka ulicami Nowowiejską i Agrykola w kierunku Góry Chrobrego gdzie umiejscowiony był pierwszy punkt kontrolny.
start trasy rowerowej - całkowity spokój Rowerowa godzina 00, maksymalna koncentracja, 6:59 wydają mapy. Pierwszy rzut oka na mapę uspakaja mnie, większość punktów wydaje się prosta do odnalezienia. Żeby jeszcze nie były tak rozrzucone. Podczas rozpracowywania taktyki i przenoszenia punktów na kolor następuje ostra kontrola skali używanych map. Mnie kontroluje sam Ka.Ka - sędzia główny, tak więc żadnej taryfy ulgowej. Wszystko OK ruszam wcześniej obmyślonym wariantem nadzalewowym.
nadal całkowity spokój - pierwszy punkt (2) Na pierwszy punkt ekipa NEKSUSA w składzie 11 wojowników, ciągnie za sobą potężny ogon kilkunastu ludzi. Zawiszyn a właściwie Rubno Kolonia oznaczony (2) zaliczamy o 7:30. Tu na spokojnie ustalamy dalszą marszrutę. Zawracamy i idąc po najmniejszej linii oporu jedziemy na (8) która zlokalizowana jest w górnym biegu rzeczki Kamienica opodal Nadbrzeża - 7:56.
pierwszy nadszarpnięty nerw - podwójny pech Jurka Ukształtowanie terenu zmusza do nieustannej jazdy góra - dół. Jako tubylczy znawcy terenu postanawiamy zjechać do linii kolejowej i poruszać się wzdłuż niej aż do Kadyn. Na zjeździe Jurek łapie gumę - pomagamy. Po 10 metrach druga guma, rozwalona opona więc jesteśmy zmuszeni zostawić go na pastwę losu - niestety w całokształcie tracimy kilkanaście minut. W Suchaczu z perfidią puszczamy kilku obcych ludzi przodem pod asfaltową górę sami zaś cichcem pomykamy wzdłuż torów do Kadyn i zaraz potem za ranczem Halexu podjażdżamy do Białej Leśniczówki. Jest to mój już drugi w życiu podjazd tą uroczą drogą i przyrzekam - nigdy więcej takiej maniany.
PKT (9) - Biała Leśniczówka Punkt (9) 8:47 to oczywiście wynik rodem z trzeciej ligi lecz jak na drużynę typowo turystyczną to i tak bardzo dobrze. Jest nawet chwila czasu na pogawędkę z bikerami z dalekiego Lublina którzy na stwierdzenie faktu, że jesteśmy miejscowymi aborygenami postanawiają jechać w ciemno z nami. Znajomość terenu pomaga spokojnie ruszyć w kierunku Ogrodnik i Zajączkowa.
PKT (5) Zajączkowo - głęboko w lesie Kolejny prościutki punkt (5) znajdujemy o 9:27 po drodze oglądając kapciową tragedię młodego bikera. Ponieważ wykonaliśmy w tym miejscu kolejny taktyczny nawrót w drodze powrotnej widzimy go jak sobie spokojnie siedzi i nawija przez komórkę. Ludzi z Lublina zgubiliśmy zgodnie z zasadą niech poznają urocze tereny Wysoczyzny Elbląskiej.
PKT (10) - Krzyżewo Krzyżewo czyli (10) 10:09 umiejscowiona jakby 300 metrów niewłaściwie. Jednak nie miało to większego wpływu na całokształt, gdyż było o te 300 bliżej. Po drodze jednak nasza grupa leciutko się porwała i widać było zmęczenie które i ja odczułem na swojej skórze. Zrobione 57 kilometrów w tempie jazdy 23 km/ h dało mi się mocno we znaki lecz nadal poganiałem do szybkiego wyjazdu. Mapa i chwila namysłu gdzie teraz zmierzać 13 li 14?
PKT (13) - Stępień Padło na (14) w Stępieniu, którą zdobyliśmy o 11:04. Po drodze zwiedziliśmy pobierznie Frombork, gdzie oprócz wspaniałej Katedry znajduje się równie wspaniały zakład o profilu zbliżonym nieco do Kocborowa i Tworek. Niestety z braku czasu i właśnie tego "czegoś" nie dane nam było skorzystać z świadczonych tam usług.
PKT (13) - Drewnowo Na punkcie w Drewnowie (13) 11:35 mam nie lada gratkę, gdyż spotykam zawodnika z numerem 500 czyli Maćka Łapkowskiego z Sopotu. Jest to pierwszy z listy numer rowerowy, jak silny niestety nie wiem. Wybieram wariant jazdy polowej do Wierzna Wielkiego gdyż zamierzamy teraz obrobić punkty te najbardziej znaczące wagowo.
PKT (12) - Zaporowo Drogą prowadzącą przez Wierzno - Pierławki - Chruściel jeździliśmy wielokrotnie lecz nigdy pod wiatr. Tym razem dmucha bardzo i orzeźwia umysł więc w Chruścielu odbijamy w prawo aby zgarnąć tak od niechcenia w locie (12) 12:31. Wracając z punktu widzimy, że odpadł Jarek Bielecki. Musi teraz radzić sobie niestety sam. My jedziemy z powrotem do Chruściela i dalej w kierunku Dąbrowy. Dzwoni telefon, a na wyświetlaczu "Harp". Zdaję relację live Wojtkowi Bielińskiemu, gdzie jesteśmy i co robimy.
PKT (20) - Dąbrowa Przez Dąbrowę prowadzą dwie drogi i każda jest właściwa więc nawet nie zwalniamy by o 13:12 być na (20). Tu bardzo uważny sędzia sprawdza moją kolorową mapę pod względem skali, a ponieważ ja jestem wesoły gość toteż zauważam u niego brak identyfikatora. Dał nura do namiotu i pokazuje, że go posiada, a ja się śmieję. Oczywiście nie z niego tylko z naszej wesolutkiej sytuacji. Minęła połowa limitu czasowego, na liczniku 103 kilometry, zaliczone 9 punktów kontrolnych które ważą bagatela 27 (TON!).
PKT (18) - Strubiny Po drodze na kolejny, a zarazem najdalej od Elbląga oddalony punkt robimy sobie krótki postój w Płoskini. Racząc się napojem energetycznym, uzyskujemy od miejscowych informację jak najprościej dotrzeć do Tolkowca. Droga polna prowadzi nas tam tak, że skrzydła rosną u ramion. Po drodze gubimy jednak Krzyśka i Roberta. Jarzębiec i Strubiny to miejscowości całkowicie zapomniane przez świat, bruk po którym tu jedziemy jest pierwsza klasa. Bruk to bruk jednak my przeżywamy prawdziwy szok. Mijamy Jurka Kłoczewiaka powracającego z 18 wraz z Jarkiem Wardą i Sławkiem Ławickim z którymi już kiedyś w Drzewinie miałem wielką przyjemność wspólnie jechać. My (18) zaliczamy o 14:27.
PKT (19) - Kolonia Podlechy Wracamy tą samą trasą do Płoskini gdzie odbijamy w lewo i kierujemy się na Strubno. Tempo grupy podkręca w tym momencie wyścig z potężnym ciągnikiem. Kilkaset metrów jedziemy schowani za przyczepą, a gość ostro naciska pedał gazu. Szkoda, musimy skręcić w prawo na Podlechy. Pocieszeniem jest jednak (19) o 15:19.
PKT (16) - rzeka Pasłęka Podlechy - Długobór - Łozy. Wspaniały zjazd do doliny Pasłęki zostaje zakończony zdobyciem (16) o 15:57. Wspaniałe widoki i spotkanie z bardzo ciekawym gościem z Wrocławia Dominikiem Mirowskim (547). Pojechał z nami spory kawałek drogi zdobywając wspólnie jeszcze dwa kolejne punkty.
PKT (17) - Karwiny Na kolejny istnieją dwie alternatywne drogi, my wybieramy tą przez Bardyny - Wilczęta - Karwiny. Ci którzy jechali krótszą drogą przez Gładysze musieli zadowolić się nieco gorszą nawierzchnią. Przed samym punktem znów widzimy Jurka. (17) 16:32. Kolejny telefon od Wojtka, zaczesuję czuprynę ponieważ jestem na żywo w Radiu EL. Moja informacja z przebiegu walki na trasie musiała być bardzo lakoniczna.
PKT (15) - Browarniki (wyspa) Śmiały plan dalszej drogi powrotnej był spowodowany przez niejakiego Wojciecha (647), który nie będąc z grupą spowinowacony cały czas wiózł się po przyjacielsku, a będąc silnym w nogach mógł na końcówce pokazać nam tył siodełka, co też uczynił krótko przed siedemnastką. W pobliżu została jeszcze 15 za cztery punkty, więc postanowiliśmy pokazać naszą przebiegłość i właśnie tam podążyliśmy. Słobity - Janiki Pasłęckie - Młynarska Wola - Młynary. Szczeny nam opadły gdy dojeżdżając do punktu zobaczyliśmy ponownie jegomościa, miał 10 minut przewagi. Na wyspie (15) 17:19 i tam widzimy kolegę (525) z rozwaloną przerzutką. Nasza skonsolidowana grupa siedmiu gniewnych myśli, cholera - musimy zdobyć jeszcze jakieś "małe cokolwiek".
PKT (4) - Dąbrowa 11 wydaje się zupełnie nierealna, może więc 7 za 2 pkt. Młynary, droga 509, Zaścianki - Zastawno, a ja opadam już z sił. Grupa porwała się, młodzież ruszyła ostro do przodu. Wiem, że nie dam rady zaliczyć 7 i wrócić przed czasem, wobec czego kierując się logiką przed Pomorską Wsią decyduję się na zjazd. Trzech śmiałków jedzie jednak na (7). Nagłe otrzeźwienie, dusza wojownika podpowiada, że jadąc przez Stoboje można jeszcze zaliczyć (4) co też robimy w cztery osoby bardzo sprawnie o 18:30. Tadeusz w tym miejscu o mały włos nie rozjechał stada mlecznych krów. Z Dąbrowy jest już tylko rzut beretem do mety i do tego jeszcze z górki.
META i wywiad dla Radia EL Meta zdobyta o 18:44, jeszcze chyba nigdy tak szybko nie pokonywałem tego odcinka z Dąbrowy. Tu czeka na mnie żona z synem, znajomi oraz Marta Hajkowicz z Radia EL która na żywo przeprowadza wywiady. Liczę co udało nam się zebrać: 15 punktów - wagowo 51, czas 11:44, kilometrów 203. Jestem zadowolony.
odbieram certyfikat "Przyjaciela Harpagana" Późnym wieczorem przybywam na zakończenie. Spotyka mnie wielka niespodzianka i ogromny zaszczyt. Ponoć za całokształ działań dostałem tytuł "PRZYJACIELA HARPAGANA", o co w tym wszystkim chodzi?
pożegnalne zdjęcie organizatorów W niedzielne przedpołudnie odwiedzam ostatni raz bazę. Ludzie pakują resztki sprzętu, rozmawiamy sobie o tym co było dobrze, a co źle. Niedobitki uczestników wałęsają się jeszcze po szkole. To już jest koniec. Było minęło.

... przyszło czekać do ...

DZIAŁ HARPAGAN