|
Prawdę powiedziawszy dla mnie 25
Harpagan zaczął się już w lutym. Pierwsza wizyta
organizacyjna ludzi z Gdańskiego "NEPTUNA" była
niesamowitym przeżyciem. Poznając imprezę od podszewki
nabrałem do niej nieco więcej szacunku i pokory.
Dotychczas człowiek przyjeżdżał do bazy, zapisywał
się, lekko męczył na trasie i zwijał manele najczęściej
nie czekając na zakończenie. Tym razem była to dla
mnie życiowa przygoda porównywalna ze zdobyciem K-2,
zimą oczywiście. |
|
Końcowa zasadnicza praca w sztabie
generalnym rozpoczęła się już w czwartek wieczorem.
Rzesza ludzi biegała po całej szkole i niby nic nie
robiąc zapinała ten właśnie "ostatni guzik".
Tylko uważny obserwator mógł zauważyć co jest
naprawdę grane. Odprawy i sprawdzanie wszystkiego po
trzy razy to u nich normalność. Stojąc sobie zupełnie
z boczku widziałem dosłownie wszystko oprócz oczywiście
mapy-tabu, która była oczkiem w głowie Karola
Kalszteina i zasłaniał ją przed niewiernymi całym
swoim ciałem. |
|
W piątek na elbląskim dworcu co
jakiś czas można było zobaczyć wyróżniających się
w tłumie uczestników Harpagana którzy dziarsko z uśmiechem
na ustach, raźnym krokiem udawali się w kierunku bazy.
Zaczepiłem kilku z nich nerwowo obracających dziwną
mapkę i stwierdziłem, że to kopia mojej
pseudoprodukcji opublikowana na stronie Harpagana.
Ucieszyłem się i słysząc narzekania, że nie wiadomo
jak teraz mają zadałem pytanie - jak wobec tego poradzą
sobie w terenie? Uśmiechali się mówiąc, że teren
jest tu taki jakiś dziwnie płaski i problemów niestety
nie przewidują. Majaczyli czy co? |
|
Ostatnie chwile przed zapisami.
Wojtek Bieliński z Leszkiem Miazgą sprawdzają
przygotowanie sekretariatu zawodów. Wszystko jest w
najlepszym porządku. Za zamkniętymi drzwiami kłębi się
złowrogi tłum ludzi. Ostatnie godziny są zawsze
najbardziej urocze, szczególnie dla organizatorów. Czy
praca jaką do tej pory włożyli w to przedsięwzięcie
nie pójdzie na marne z jakiegoś błahego powodu? |
|
Uroczyste otwarcie odbyło się
szybko i sprawnie i bardzo skromnie. 21:00 następuje
start i grubo ponad czterystu piechurów zalewa ulice
miasta. Widok zapierający dech w piersiach bo Elbląg to
nie Nowy Jork. Dobrze, że miejscowa publika nie kładła
się z przerażenia na glebę. Widok świateł
policyjnych radiowozów był iście urzekający.
Piechurzy wędrowali szeroką ławą z placu Jagiellończyka
ulicami Nowowiejską i Agrykola w kierunku Góry
Chrobrego gdzie umiejscowiony był pierwszy punkt
kontrolny. |
|
Rowerowa godzina 00, maksymalna
koncentracja, 6:59 wydają mapy. Pierwszy rzut oka na mapę
uspakaja mnie, większość punktów wydaje się prosta
do odnalezienia. Żeby jeszcze nie były tak rozrzucone.
Podczas rozpracowywania taktyki i przenoszenia punktów
na kolor następuje ostra kontrola skali używanych map.
Mnie kontroluje sam Ka.Ka - sędzia główny, tak więc
żadnej taryfy ulgowej. Wszystko OK ruszam wcześniej
obmyślonym wariantem nadzalewowym. |
|
Na pierwszy punkt ekipa NEKSUSA w
składzie 11 wojowników, ciągnie za sobą potężny
ogon kilkunastu ludzi. Zawiszyn a właściwie Rubno
Kolonia oznaczony (2)
zaliczamy o 7:30. Tu na spokojnie ustalamy dalszą
marszrutę. Zawracamy i idąc po najmniejszej linii oporu
jedziemy na (8) która
zlokalizowana jest w górnym biegu rzeczki Kamienica
opodal Nadbrzeża - 7:56. |
|
Ukształtowanie terenu zmusza do
nieustannej jazdy góra - dół. Jako tubylczy znawcy
terenu postanawiamy zjechać do linii kolejowej i poruszać
się wzdłuż niej aż do Kadyn. Na zjeździe Jurek łapie
gumę - pomagamy. Po 10 metrach druga guma, rozwalona
opona więc jesteśmy zmuszeni zostawić go na pastwę
losu - niestety w całokształcie tracimy kilkanaście
minut. W Suchaczu z perfidią puszczamy kilku obcych
ludzi przodem pod asfaltową górę sami zaś cichcem
pomykamy wzdłuż torów do Kadyn i zaraz potem za
ranczem Halexu podjażdżamy do Białej Leśniczówki.
Jest to mój już drugi w życiu podjazd tą uroczą drogą
i przyrzekam - nigdy więcej takiej maniany. |
|
Punkt (9) 8:47 to oczywiście wynik rodem z trzeciej
ligi lecz jak na drużynę typowo turystyczną to i tak
bardzo dobrze. Jest nawet chwila czasu na pogawędkę z
bikerami z dalekiego Lublina którzy na stwierdzenie
faktu, że jesteśmy miejscowymi aborygenami postanawiają
jechać w ciemno z nami. Znajomość terenu pomaga
spokojnie ruszyć w kierunku Ogrodnik i Zajączkowa. |
|
Kolejny prościutki punkt (5) znajdujemy o 9:27 po drodze oglądając
kapciową tragedię młodego bikera. Ponieważ wykonaliśmy
w tym miejscu kolejny taktyczny nawrót w drodze
powrotnej widzimy go jak sobie spokojnie siedzi i nawija
przez komórkę. Ludzi z Lublina zgubiliśmy zgodnie z
zasadą niech poznają urocze tereny Wysoczyzny Elbląskiej. |
|
Krzyżewo czyli (10) 10:09 umiejscowiona jakby 300
metrów niewłaściwie. Jednak nie miało to większego
wpływu na całokształt, gdyż było o te 300 bliżej.
Po drodze jednak nasza grupa leciutko się porwała i
widać było zmęczenie które i ja odczułem na swojej
skórze. Zrobione 57 kilometrów w tempie jazdy 23 km/ h
dało mi się mocno we znaki lecz nadal poganiałem do
szybkiego wyjazdu. Mapa i chwila namysłu gdzie teraz
zmierzać 13 li 14? |
|
Padło na (14) w Stępieniu, którą zdobyliśmy
o 11:04. Po drodze zwiedziliśmy pobierznie Frombork,
gdzie oprócz wspaniałej Katedry znajduje się równie
wspaniały zakład o profilu zbliżonym nieco do
Kocborowa i Tworek. Niestety z braku czasu i właśnie
tego "czegoś" nie dane nam było skorzystać z
świadczonych tam usług. |
|
Na punkcie w Drewnowie (13) 11:35 mam nie lada gratkę, gdyż
spotykam zawodnika z numerem 500 czyli Maćka Łapkowskiego
z Sopotu. Jest to pierwszy z listy numer rowerowy, jak
silny niestety nie wiem. Wybieram wariant jazdy polowej
do Wierzna Wielkiego gdyż zamierzamy teraz obrobić
punkty te najbardziej znaczące wagowo. |
|
Drogą prowadzącą przez Wierzno -
Pierławki - Chruściel jeździliśmy wielokrotnie lecz
nigdy pod wiatr. Tym razem dmucha bardzo i orzeźwia umysł
więc w Chruścielu odbijamy w prawo aby zgarnąć tak od
niechcenia w locie (12) 12:31.
Wracając z punktu widzimy, że odpadł Jarek Bielecki.
Musi teraz radzić sobie niestety sam. My jedziemy z
powrotem do Chruściela i dalej w kierunku Dąbrowy.
Dzwoni telefon, a na wyświetlaczu "Harp". Zdaję
relację live Wojtkowi Bielińskiemu, gdzie jesteśmy i
co robimy. |
|
Przez Dąbrowę prowadzą dwie
drogi i każda jest właściwa więc nawet nie zwalniamy
by o 13:12 być na (20).
Tu bardzo uważny sędzia sprawdza moją kolorową mapę
pod względem skali, a ponieważ ja jestem wesoły gość
toteż zauważam u niego brak identyfikatora. Dał nura
do namiotu i pokazuje, że go posiada, a ja się śmieję.
Oczywiście nie z niego tylko z naszej wesolutkiej
sytuacji. Minęła połowa limitu czasowego, na liczniku
103 kilometry, zaliczone 9 punktów kontrolnych które ważą
bagatela 27 (TON!). |
|
Po drodze na kolejny, a zarazem
najdalej od Elbląga oddalony punkt robimy sobie krótki
postój w Płoskini. Racząc się napojem energetycznym,
uzyskujemy od miejscowych informację jak najprościej
dotrzeć do Tolkowca. Droga polna prowadzi nas tam tak,
że skrzydła rosną u ramion. Po drodze gubimy jednak
Krzyśka i Roberta. Jarzębiec i Strubiny to miejscowości
całkowicie zapomniane przez świat, bruk po którym tu
jedziemy jest pierwsza klasa. Bruk to bruk jednak my przeżywamy
prawdziwy szok. Mijamy Jurka Kłoczewiaka powracającego
z 18 wraz z Jarkiem Wardą i Sławkiem Ławickim z którymi
już kiedyś w Drzewinie miałem wielką przyjemność
wspólnie jechać. My (18) zaliczamy o 14:27. |
|
Wracamy tą samą trasą do Płoskini
gdzie odbijamy w lewo i kierujemy się na Strubno. Tempo
grupy podkręca w tym momencie wyścig z potężnym ciągnikiem.
Kilkaset metrów jedziemy schowani za przyczepą, a gość
ostro naciska pedał gazu. Szkoda, musimy skręcić w
prawo na Podlechy. Pocieszeniem jest jednak (19) o 15:19. |
|
Podlechy - Długobór - Łozy.
Wspaniały zjazd do doliny Pasłęki zostaje zakończony
zdobyciem (16) o
15:57. Wspaniałe widoki i spotkanie z bardzo ciekawym gościem
z Wrocławia Dominikiem Mirowskim (547). Pojechał z nami
spory kawałek drogi zdobywając wspólnie jeszcze dwa
kolejne punkty. |
|
Na kolejny istnieją dwie
alternatywne drogi, my wybieramy tą przez Bardyny -
Wilczęta - Karwiny. Ci którzy jechali krótszą drogą
przez Gładysze musieli zadowolić się nieco gorszą
nawierzchnią. Przed samym punktem znów widzimy Jurka. (17) 16:32. Kolejny telefon od Wojtka,
zaczesuję czuprynę ponieważ jestem na żywo w Radiu EL.
Moja informacja z przebiegu walki na trasie musiała być
bardzo lakoniczna. |
|
Śmiały plan dalszej drogi
powrotnej był spowodowany przez niejakiego Wojciecha (647),
który nie będąc z grupą spowinowacony cały czas wiózł
się po przyjacielsku, a będąc silnym w nogach mógł
na końcówce pokazać nam tył siodełka, co też uczynił
krótko przed siedemnastką. W pobliżu została jeszcze
15 za cztery punkty, więc postanowiliśmy pokazać naszą
przebiegłość i właśnie tam podążyliśmy. Słobity
- Janiki Pasłęckie - Młynarska Wola - Młynary.
Szczeny nam opadły gdy dojeżdżając do punktu
zobaczyliśmy ponownie jegomościa, miał 10 minut
przewagi. Na wyspie (15) 17:19
i tam widzimy kolegę (525) z rozwaloną przerzutką.
Nasza skonsolidowana grupa siedmiu gniewnych myśli,
cholera - musimy zdobyć jeszcze jakieś "małe
cokolwiek". |
|
11 wydaje się zupełnie nierealna,
może więc 7 za 2 pkt. Młynary, droga 509, Zaścianki -
Zastawno, a ja opadam już z sił. Grupa porwała się, młodzież
ruszyła ostro do przodu. Wiem, że nie dam rady zaliczyć
7 i wrócić przed czasem, wobec czego kierując się
logiką przed Pomorską Wsią decyduję się na zjazd.
Trzech śmiałków jedzie jednak na (7). Nagłe otrzeźwienie,
dusza wojownika podpowiada, że jadąc przez Stoboje można
jeszcze zaliczyć (4) co
też robimy w cztery osoby bardzo sprawnie o 18:30.
Tadeusz w tym miejscu o mały włos nie rozjechał stada
mlecznych krów. Z Dąbrowy jest już tylko rzut beretem
do mety i do tego jeszcze z górki. |
|
Meta zdobyta o 18:44, jeszcze chyba
nigdy tak szybko nie pokonywałem tego odcinka z Dąbrowy.
Tu czeka na mnie żona z synem, znajomi oraz Marta
Hajkowicz z Radia EL która na żywo przeprowadza wywiady.
Liczę co udało nam się zebrać: 15 punktów - wagowo
51, czas 11:44, kilometrów 203. Jestem zadowolony. |
|
Późnym wieczorem przybywam na
zakończenie. Spotyka mnie wielka niespodzianka i ogromny
zaszczyt. Ponoć za całokształ działań dostałem tytuł
"PRZYJACIELA HARPAGANA", o co w tym wszystkim
chodzi? |
|
W niedzielne przedpołudnie
odwiedzam ostatni raz bazę. Ludzie pakują resztki sprzętu,
rozmawiamy sobie o tym co było dobrze, a co źle.
Niedobitki uczestników wałęsają się jeszcze po
szkole. To już jest koniec. Było minęło.
...
przyszło czekać do ...
|