Jadymy
na Sierakowice.
Pierwszy namacalny kontakt z imprezą - godzina 4:47, miejscowość
Dzierżążno kilka kilometrów do Kartuz, grubo ponad 30 km do bazy
Harpagana w Sierakowicach. Nagle w ciemnościach niczym pierwszy wiosenny pierwiosnek
pojawia się na szosie oświetlony prawidłowo rowerzysta. Postanawiam
zagadać "na Harpagana?" - krótka odpowiedź
"tak". To nas chłopak zażył, my jeszcze z dupami w autku,
a on już się rozgrzewa.
Sierakowice i baza w szkole wydają się być czysto wyjęte z klimatu
Zblewa - Bytoni. W
sekretariacie potwierdzamy swój udział i spotykam pierwszy raz w życiu
internetowego Martina z Berlina, który jest w mojej szerokiej kadrze.
Jak sięgam pamięcią jest to pierwszy międzynarodowy biker
Harpagana.
Krótkie rozmowy ze znajomymi oraz pozdrowienia od osób które mnie
znają lecz ja ich niestety nie kojarzę. Gdy w moje ręce trafia mapa
z naniesionymi punktami, pomimo pozornego spokoju poziom adrenaliny
gwałtownie wzrasta. Myśl wiodąca, zastanowić się dogłębnie czy
ruszyć jak najprędzej i zdać się na pierwotny instynkt i łaskę
losu.
START
Ruszamy na południe - i podobnie jak jesienią ubiegłego roku
rozpoczynam walkę od poszukiwań 1.
Uwierzcie mi, że naprawdę z tą
mapą było ciężko tam trafić. Teren w pełnym tego słowa
znaczeniu. Dodatkowo sędzia punktowy pomimo
strasznego tłoku na punkcie starał się być perfekcyjnym formalistą.
Dopiero siłowe postawienie nawiasu klamrowego na jego liście przy
Neksusowych numerach (716, 717,
718, 719) załatwiło
sprawę definitywnie. Na punkcie tym napotykam Wigora oraz Anię
Świrkowicz której robię fotkę.
pkt.
1 - 6:50
Nawet nie próbuję liczyć ilu nas jedzie w samozwańczej grupie.
Czwórka z Neksusa, triathlonista Mikołaj (T), Martin z Berlina, Adam
Ossowski oraz dwóch nielegalnych {Marecki (N) i Lawina (T)}. W
miejscowości Tuchlino wyjeżdżamy na szosę i staramy się zachować
spokojne tempo jazdy. Kilku obcych wyraźnie próbuje się z nami ścigać.
Droga piękna i prosta jak drut doprowadza nas do Mściszewic.
Odbijamy w lewo kierując się do 6. Zaczyna padać deszcz, na polnej drodze napęd
dostaje porcję błota i zaczyna podejrzanie chrzęścić.
pkt.
6 - 7:27
Stwierdzam brak jednego Neksusiaka lecz wiedziałem
wcześniej, że straty muszą być, odpadł debiutant Marek. Wracamy do Mściszewic i kierujemy się do następnego punktu,
którego zdobycie niektórzy okupują wspinaczką pod całkiem fajną
górkę w Opoce.
pkt.
14 - 7:51
Wydostajemy się na asfalt w Amalce i podążamy nim do Sulęczyna
(nie mylić z Kistowem - nie wiedzieć czemu ulubioną miejscowością
Mikołaja). Spory zjazd w Sulęczynie wróży, że niebawem będziemy
mogli wypróbować swoje nogi na podjazdach. Dalej jedziemy drogą na
Kołodzieje szukając bocznej drogi na Suchą, po zdobyciu której
następuje klasyczne terenowe błądzenie w lesie zakończone
spotkaniem z Andrzejem Chorabem którego napotkany Leszek z grupy LJS nazywa Wielkim
Nawigatorem. Punkt
ten jak się potem dowiaduję od Karola pokrywał się z 12 z Bytowa.
pkt.
12 - 8:36
Na
puncie Jerzy
tymczasem udaje się w ustronne miejsce celem odbycia krótkiej lecz konkretnej medytacji, natomiast
Martin siada na ziemi ale mówi,
że się czuje dobrze. Do 17 planujemy przebić się południowym
skrajem Jeziora Jasień, jednak leśne błędy nawigacyjne powodują,
że przypadkowo lądujemy w Przylaskach. Wobec takiego stanu rzeczy
pozostaje ruszyć na
Jasień i jezioro bierzemy znana nam z Bytowa groblą. Bardzo szybko pojawia się Łupawsko
i jedynie sprawą chwili jest osiągniecie namierzonego celu.
pkt.
17 - 9:28
Statystyka wygląda całkiem przyzwoicie: 5 punktów
zaliczonych - (15 przeliczeniowych), 53 kilometry przejechane, a czas
w normie. Teraz wypadałoby w drodze do kolejnego punktu lekko
przycisnąć. Jak postanowiono tak wykonano. Od grupy odpadają jeszcze na odcinku
asfaltowym Martin i Adam. W okolicach samego punktu
zwalają nas z rowerków niczego sobie piaski oraz daje się we znaki
ponowny deszczyk.
pkt.
7 - 9:56
Napotkane tu urocze dziewczęta z obsługi podnoszą znacznie
moje morale wobec czego zostają skrzętnie
poddane sesji fotograficznej. Ruszamy
w drogę powrotną do grobli na jeziorze - asfalt wydaje się być w
tym momencie bardzo budujący. Widzę tylko jak pomału odjeżdżją
Trusacy Mikołaj z nielegalnym Lawiną, myślę sobie niech harcują - w Jasieniu jeszcze ich widzimy na horyzoncie.
Przejeżdżamy przez Mydlita i pokonujemy ekstremalny brukowy odcinek
prowadzący przez Owczarnię.
pkt.
10 - 10:48
Po dojechaniu bez problemów do punktu stwierdzam, że Mikołaj
musiał podążyć
pewnie do wcześniej zaplanowanej 4. My zostaliśmy już tylko we czworo
- i gdzie tu ten słynny tramwaj? Tramwaj to mit !!! Czas każe mi zmienić diametralnie
plan. Wracamy do Mydlit i jedziemy w kierunku północnym - Rokity,
mijanka z Wikim przed Rokitkami (ten zawsze jedzie pod prąd). Na wysokości dawnego PGR Gliśnica odbijamy w lewo, po kilometrze
pojawia się bardzo senny punkt.
pkt.
16 - 11:24
Chwilę przerwy wykorzystuję na podanie mojemu rumakowi
kilku kropli Finisha na łańcuch, znacznie poprawia to wydawany wcześniej
złowrogi odgłos. Ruszamy niezwłocznie niesieni jakąś dziwną siłą
- wszak udajemy się na kolejny tłusty punkt. Gdy znajdujemy się jeszcze w głębokim
lesie brać zaczyna już coś bredzić o sklepie. Mi natomiast jakimś
dziwnie szczęśliwym trafem udaje się wyjechać z leśnego gąszczu wprost na ruiny
wiaduktu kolejowego w Kozinie. W Kozach zostaję sterroryzowany i
zmuszony jestem zarządzić mały wodopój. Podczas tej beztroskiej małej,
sielskiej sklepowej biesiady, pod naszym nosem przejeżdża znajoma banda
LJS. Licznik przekręca kilometrową setkę. Chwilę potem spotykamy
gościa który też jedzie na
pkt.
20 - 12:21
Zastajemy tu LJS - Szymon łata gumę - towarzyszą temu wesołe
wybuchy naboju CO2. Na punkcie panuje błoga sielanka. Oni mają
jednak punkt 4 zaliczony - ruszamy więc do wielkiej walki. Unieszyno
- Unieszynko, za którym odnalezienie leśnego duktu w kierunku Cewic
nie stanowi najmniejszego problemu. Punkt wydaje się być pewny,
toteż po pewnym czasie czujemy zapach ogniska i pieczonej kiełbasy.
pkt.
9 - 12:53
Obsługa jednak, za żadne skarby nie chce
podzielić się z nami kęsem jadła, więc zrażeni brakiem gościnności
ruszamy dalej. Po przekroczeniu linii nieczynnej kolei docieramy do
Cewic. Czeka nas teraz czysta jazda odkrytym terenem i to niestety pod
wiatr. Moje późniejsze przemyślenia dowodzą jedynie błędnego
kierunku objazdu Wielkiej Harpaganowej pętli, a mogło być tak pięknie.
Jurek zostaje nieco z tyłu i przeżywa swój pierwszy moment zwątpienia.
Wspierając go na duchu nie mówię że z Łebuni prowadzi prosta
droga do Sierakowic, kuszę go kolejnym lekko tłustym punktem. Docieramy do Łebuni i choć trafiłem bez problemu na właściwą
drogę gruntową, ta jednak w późniejszym czasie wydaje się ona być
nieco skomplikowana. Widzę jednak w oddali jezioro - powinno to być
upragnione J. Trepczykowo, dwa zakrętasy w lewo i trafiamy na
najlepszy punkt z obsługą męską + pies oczywiście.
pkt.
13 - 13:48
Tutaj jak się dowiaduje po czasie nasza ekipa została
okrzyknięta "japońską" - z czterech bikerów, aż trzech
trzaskało zdjęcia niczym Japończycy w dżungli Amazońskiej. Naszym
łupem padła trójka bikerów z dalekiego Lublina oraz pies.
Pozdrawiam sędziego Pigla i jego kompana z POPR. Bez żenady
kieruję się na Niepoczołowice, przejeżdżamy następną starą
linię kolejową. Dalej droga w kierunku miejscowości
Linia, postanawiam 5 zdobyć jadąc przez Głodnicę. Zasięgamy języka
u miejscowych pytając się o Diabelski Kamień - słyszę za szkołą
w lewo. Tak też robimy, widok jaki tu zastajemy zapiera dech w
piersiach - kamień jest iście diabelski.
pkt.
5 - 14:44
Nad brzegiem Jeziora Kamiennego trwa całkiem miły piknik, my
się do tej imprezy jednak nie piszemy, ruszam jak najprędzej, Jurek stwierdza, że dalej nie da rady już jechać -
bolący Achilles i bark. Przemawia jednak ostatecznie do niego możliwość
zdobycia kolejnego tłustego punktu. Przejeżdżamy przez Miłoszewo.
Refleksja - na samym początku walki pojawił się na chwilę przy
mnie zawodnik 822 - w wynikach odczytuję Michał Nowaczyk - Mickey
pozdrawiam i stawiam pytanie czemu zdezerterowałeś przed 18? Pojechał
ze mną Jarek.Mtb z dziwnym numerem 863 którego potem nie znajduję w
wynikach - jest jako vel 704 Jarosław Mydlarski, zuch chłopak.
Strzepcz - Pobłocie i kolejny relaksacyjny punkt sklepowy. Jarek rusza
jako pierwszy, odbijając planowo w polną drogę na Rosochę,
prawoskrętna krzyżówka na Zęblewo, gdzie o mały włos nie odjechał
nam Arek. Po skręcie w lewo natrafiamy na sporą górkę i zajefajne
piaski, powstaje tam fotka która bardzo podoba się Jarentemu.
pkt.
18 - 15:40
Na punkcie sielska atmosfera i bardzo fajne dziewczyny z obsługi.
Zastaję tam też miłą parkę z Warszawy pozdrawiam Olę i Konrada.
Polami przedzieramy się na Bęgardowo, jadący pod prąd kolega
ostrzega nas przed psami. Podczas przejazdu przez miejscowość
Kolonia zastanawiam się jeszcze nad dalszą trasą (11 czy 15), gdy
pewnikiem jest 11 jakiś typowy bezmózgi wsiun w maluchu próbuje nas
rozjechać - kij mu w oko. Odbijam na Sianowo i następnie za jeziorem
kieruję się w polną drogę. Skręcam za wcześnie w prawo i dojeżdżamy
w ślepą drogę przy wspaniałym obiekcie wodnym. Nawrót pod górkę
kosztuje mnie wiele sił i powoduje skórcze w prawej nodze. To się
doigrałem, nie zsiadając z roweru masuję ja intensywnie. Zaczyna się
prawdziwy hardkorowy teren i błądzenie, błądzi też LJS.
Miotam się jak osioł, napotkany w lesie zbieracz chrustu naprowadza
nas na właściwy ślad i po wielkich męczarniach odnajdujemy
upragniony punkt.
pkt.
11 - 16:50
Ostatni odcinek 15 kilometrów został pokonany w czasie 1
godziny i dziesięciu minut - Darecki jest dumny z siebie jak jasna
cholera. Po wyjechaniu z gęstego lasu natrafiamy na asfalt i piękne
serpętyny które doprowadzają nas do Kożyczkowa, a potem do drogi
Kartuzy - Sierakowice. Jest jeszcze szansa na dojechanie do 15 przy
zamku w Łapalicach kosztem zostawienia Jurka, który obolały nie ma
tym razem już wątpliwości, odbija w prawo i wraca do bazy. Ja z Arkiem,
nielegalnym Mareckim i Jarkiem ruszmy w przeciwnym kierunku. Podjazd w Łapalicach
na długo utkwi w mej pamięci, dobrze że chociaż w drodze powrotnej
w tym miejscu będzie z górki. Napotkany biker podaje hasło czeka
was góra - dół i tak dosłownie jest.
pkt.
15 - 17:19
Na punkcie podobnie jak i na poprzednim nawet już nie próbuję
uruchomić aparatu. Gdy ruszam w drogę powrotną mijam się z Wikim -
mkniemy z Arkiem na złamanie karku - czas jest teraz naszym sędzią
- jedynym i sprawiedliwym. Mamy zapas lecz do końca nie można być
niczego pewnym. Na zjeździe w Łapalicach biję rekord Harpaganowej
prędkości z góry 54 km/h. Nic to, wkrótce dogania nas Wiki i
stwierdzam, że jest w bardzo ponurym nastroju, przyznaje się jedynie
do pechowej 13. W Miechucinie mijam stojących na poboczu Andrzeja
Choraba i Remka Rogalewskiego - czyżby coś jeszcze kombinowali? Po
jakimś czasie dochodzą mnie i znikają na kolejnych zakrętach. Odjeżdża
też Arek i nielegalny Marecki, a ja już pomału kręcąc skrzypiącym
łańcuchem, układam sobie w duchu nagłówek relacji. W
Sierakowicach pamiętny drogi którą wystartowałem robię skrót,
przedobrzyłem i leżę jak długi na schodkach. Arek honorowo czeka
na mnie przed metą
META - 18:16
Sędziowie zabierają moją kartę :-( Robię kilka zdjęć, witam się
i rozmawiam z kilkoma znajomymi i niezwłocznie zapodaję na bazę.
Wskazana kąpiel, poprzedza pyszną grochówkę z wkładką i tajną
kawą od Pań kucharek. Jeszcze tylko wpadam na zaplecze Harpaganowe i
nie robiąc zbędnego zamieszania znikam.
PODSUMOWANIE
Mój licznik wskazał dystans 202 kilometry - czas mety 11:46 - czas jazdy
10:01 oraz średnią 20,06. Był to najtrudniejszy spośród moich 8 Harpaganów.
Najmilsze
obsługi zastałem na punktach 18, 13 i 7 - choć innym też niczego nie
brakowało. Nie spotkałem na całej trasie, nie licząc najbliżej
okolicy bazy ani jednego piechura i to jest ten minus dla organizatorów
za co zabieram im 0,01% - zadowolenie całościowe z imprezy
wynosi więc tylko 99,99%
Wstępne
wyniki dają 7 miejsce - z wiadomości dostępnych wiem, że bankowo
spadam na 8 i dołączy do mnie Arek który pomyłkowo został
sklasyfikowany na 20. Resztę pokaże życie.
wszystkich
napotkanych po drodze serdecznie pozdrawiam - Darecki
DZIAŁ
HARPAGAN
|