31 HARPAGAN - TR
BOŻEPOLE WIELKIE - 22.04.2006


Jak się okazuje wszystko jest proste nim stanie się trudne - tak było i tym razem. Moje przygotowanie kondycyjne w zasadzie dobre, psychiczne jeszcze lepsze więc do jubileuszowego Harpagana podszedłem jak zwykle z całkowicie stoickim spokojem. Nie mogło mnie spotkać nic wspanialszego niż pozorna znajomość terenu, gdyż swoją harpaganową karierę zaczynałem 5 lat temu właśnie w tamtych okolicach. Dodatkowo ze względu na kosmetyczne opóźnienie startu, zostałem podbudowany bonusowymi przedstartowymi rozmowami ze znajomymi. Po porannej reprymendzie taktycznej trenera Mikołaja i przebojach sprzętowych Lawiny czyli Mariusza Kozłowskiego, który przybył na Harpagana z Manchesteru i wystartował na pożyczonym kilka godzin wcześniej w Gdyni rowerze, byłem nastawiony przynajmniej jak do walki o Mistrzostwo Świata. Wiadomo jednak wszem, że i tak żadnym mistrzem już nie zostanę (o ileż łatwiej w RP jest zostać ministrem). Tuż po odebraniu mapy i krótkiej kontemplacji ruszyłem niczym „młody żagiel”  będąc w składzie ekipy: Marcin Błasiak - 618, Mariusz Kozłowski - 712, Mikołaj Waliński - 716, Wojtek Pogorzelski - 754.

Początek przygody rozpoczął się od zdobycia punktu widokowego na Jeleniej Górze, gdzie moje emocje sportowe dość gwałtownie zostały skorygowane stwierdzeniem poważnych luk w kondycji wysokościowej.
19  - 7:31
Do grupki którą ktoś zapewne nazwałby kolejnym "elbląskim tramwajem" dołączył Krzysiek Kierski - 796. Zaraz potem dostarczyłem wszystkim sporo emocji efektownym lotem przez kierownicę, co najprawdopodobniej było głównym powodem kompletnej terenowej dezorientacji i bardzo chybionym desantem na most w Paraszynie. Aby wrócić na zaplanowaną kolejność zaliczania punktów wykonaliśmy nawrót do Rozłazina i dalsza droga do punktu była dziwnie prosta i znajoma. A tak byłem tam już kiedyś - he he.

  4 - 8:27

W tym momencie nawiązała się super zespołowa współpraca i jedynym celem było nadrobienie niepotrzebnie straconego czasu. Punkt został zdobyty bez żadnych koglów-moglów i innych galimatiasów.
13 - 8:53
Ponieważ w świadomości zapisane mam aby taktykę dopasować do możliwości i przy tym wspaniale się bawić, po trzecim zdobytym punkcie miałem spory wpływ na podział grupy. Wybieram popierany przez Mariusza i Marcina wariant drogi terenem w efekcie czego kolejny punkt jadąc przez Okalice  i Zakrzewo zaliczamy z małym opóźnieniem do grupy Mikołajka.
  6 - 9:35
Nasza droga na 11 prowadzi przez Linię, Tłuczewo i Osiek. W rejonie spodziewanej przeprawy na drugą stronę Łeby następuje małe błądzenie i tu pomaga nam nieznajoma zawodniczka, która wiedziona kobiecym instynktem śmiało wjeżdża na teren prywatny i odnajduje ukrytą za budynkiem kładkę. Do punktu prowadzi niczego sobie podjazd pod górę.
11 - 10:32
Wspomnianą zawodniczką okazuje się być Ania Świtalska - 630 z Siedlec reprezentująca Leniwców, krótka chwila na miły uśmiech i ruszamy dalej w las z którego pragniemy się jak najszybciej wydostać. Docieramy do miejscowości Tępcz, na lichym asfalcie do Wyszecina Lawina podejrzanie obserwuje swoje przednie koło. Nas natomiast obserwuje Sędzia Główny Karol i specjalnie zawraca aby poddać mnie kontroli antydopingowej robiąc zdjęcie. W powietrzu czuć wyraźnie początek słoneczka.
5 - 11:12
Na punkcie tym pojawia się jadąc pod nasz prąd Krzysiek Chojecki 604 zwany Tygryskrisem którego znałem do tej pory li tylko przez internet. W Barłominie wypożyczony rower Lawiny nabawia się kolejnej awarii - po przedstartowym zerwaniu gwintu na przedniej szpilce i awarii mocowania sztycy podsiodłowej, teraz dochodzi do rozplotu przedniego koła które jakby przestaje mieścić się w widelcu. Twardy zazwyczaj gość poddaje się i bez żalu zostaje sam na drodze. Z Marcinem opuszczamy południową część trasy, przejeżdżamy przez Luzino i Kochanowo krótko lecz namiętnie poszukując tłustej pełnoletniej 18.
18 - 12:06
Tu Marcin oddala się w las w celu wyprowadzenia kreta na spacer, a ja popalając LM-a dumam nad dalszym wariantem jazdy. Jak grom z jasnego nieba wpada wniebowzięty Lawina który poskręcał trochę szprychy i postanowił jechać dalej. Akceptuje mój pomysł taktycznego zlekceważenia cienkiej jedynki i udania się na 16. Chwilę przed wyruszeniem w drogę kolejny raz widzę Annę Ś. - ma dziewczyna sportową klasę! Przez Górę Pomorską i Paradyż dopadamy porządnego asfaltu i w Kniewie przejeżdżamy przez Pradolinę Redy. Jedzie się wspaniale, mijamy Kostkowo i kolejny raz stykam się z odcinkiem trasy z 21 Harpagana. W miejscu drogi po lewej którą powinniśmy teraz jechać znajduje się żwirownia - przebijamy się pomiędzy głębokimi wykopami i docieramy do punktu gdzie zostaje rozpoznany przez sędziego i z sympatii powalony na matę.
16 - 12:52
Do tej pory sprawdzaliśmy na punktach jaką ma nad nami przewagę Mikołajem która raz rosła, raz malała lecz tu go nie niestety jeszcze nie było było - czyli wniosek prosty pojechał jednak na 1 w roli szczwanego lisa bądź popierdułki pospolitej. Zegar przekracza półmetek czasowy, a chwilę potem pęka dystansowa setka, punkty niestety pozostają grubo pod kreską. Przez Gniewino i Strzebielinko jedziemy na 10 - ostatni kilometr do punktu świadomie pokonując skrajem lasu z buta.
10 - 13:32
Zjazd do Nadola jest bardzo fajny, choć nieco nazbyt piaszczysty. Wniosek nasuwa się sam - Ci którzy będą pokonywać ten fragment pod górę ucieszą się niesamowicie. W dole swoje wody rozpościera jezioro Żarnowieckie, słoneczko świeci pełnym blaskiem. W Nadolu natykam się na imiennika i współplemieńca, tudzież przedstawiciela Świętej Trójcy GRT "Dargiego" który najwyraźniej relaksuje się podczas gdy Kuba z Jarkiem dymają wspomnianą piaszczystą górkę. Objeżdżając południową stroną jezioro napotykam słynne rury elektrowni szczytowo-pompowej i zostaję poddany działaniu elektromagnetycznemu linii przesyłowej jakiej dotąd w życiu nie widziałem. Widać to pomaga bo punkt zaliczamy spoko.
15 - 14:07
Na punkcie zastajemy najbardziej sympatyczną obsługę. Zabieramy z sobą maskotkę w postaci zawodnika 777 i ruszamy migiem w kierunku kolejnego pocieszenia. Kartoszyno - Lubkowo - Żarniowiec, maskotka zginęła lecz punkt trafiamy bezbłędnie.
17 - 14:41
W ramach poprawy działania sprzętu następuje generalne smarowanie łańcuchów, skąd Lawina wytrzasnął smar do dziś zachodzę w głowę. Na drodze do Wierzchucina łapią mnie potężne skurcze w uda, trwa to kilka kilometrów, pomimo tego walczę i kuszę się nawet o zaliczenie dobrze schowanej cienizny, widząc Diabla który jedzie pod prąd wstępuje we mnie jakby nowy duch.
3 - 15:30
Tu za wspólna jazdę dziękuje niestety Marcin który postanawia pominąć ostatni tłusty punkt zlokalizowany nad morzem i zgarnąć jeszcze małe co nieco w drodze do Bożegopola. Z Mariuszem dojeżdżamy do Lubiatowa i ślicznym czerwonym szlakiem, po drodze kolejny raz mijając samochód sędziego docieramy do 20.
20 - 16:16
Tu spotyka nas wielkie zaskoczenie i radocha, gdyż zastajemy w nadmorskim ustroniu niezliczoną ilość elblążan. Oprócz grupy Mikołaja są tam jeszcze Władek 626, Marek  627, Jurek 703 i Jarek 704. W podobnym składzie widzieliśmy się na pierwszym zaliczanym dziś punkcie. Nie wdając się jednak w sielską atmosferkę ruszamy z Lawiną dalszą częścią szlaku nadmorskiego. Po chwili widząc morze zachowuję się jak stary wilk morski i wyciągam ostatni raz na trasie aparat dokonując symbolicznych zaślubin z morzem. Na wysokości latarni Stilo wjeżdżamy w głąb lądu. Pokonanie pasa nadmorskiego okraszonego piaseczkiem wysysa ze mnie dosłownie wszystkie siły. Chwyta mnie największy w mojej niespotykanie bujnej i błyskotliwej karierze kryzys. Dobijamy do asfaltu, Lawina gada coś tam, że psychika jest najważniejsza, a ja jadę od pobocza do pobocza z maksymalną prędkością 9 km/h. Docieram jeszcze przez Sasino do 12
12 - 17:07
 (-3 !)
Po osiągnięciu punktu wykazuję prawdopodobnie wyjątkową nieświadomość, pamiętam jednak, że dociera tam jeszcze kilkuosobowa grupa elblążan. W tym momencie liczy się tylko czasowy powrót do bazy. Lawina rusza z planem zaliczenia 8, ja pomimo iż sobie już całkowicie odpuściłem ruszam wraz z nim w kierunku Borkowa Lęborskiego. Widzę jak z każdą chwilą odjeżdża do przodu. Strach ma wielkie oczy więc w Borkowie jadę zgodnie z kierunkiem bazowym na Zwartowo. Czwórka o kryptonimie podobnym do NIP 626-627-703-704 wyprzedza mnie i powiększa przewagę - 100 metrów - 200 metrów ... Muszę zachować spokój, gdy giną mi z oczu pozostaje jedynie miarowe ciśnięcie na pedały. Kolejny kontakt - w okolicach skrętu na 2 nawiązuję kontakt wzrokowy z ...  jedynie dwójką nipowców i  zaczyna się kolejne 100, 200 metrów przewagi. Tym razem im nie odpuszczę, zbliżam się na 100 - dupa - odjeżdżają na 200. Sytuacja taka powtarza się przez Brzeźno, Łęczyce i Godętowo.  Ostatki upływającego czasu i myśl o ewentualnym spóźnieniu się na metę powodują to, że momentami odzyskuję świadomość i gna mnie to ostro do mety po drodze krajowej number SEX. Wiem, że zdążyłem i leżę sobie na trawie ...

wynik nieoficjalny to 14/20 zaliczonych punktów - wagowo 47/60 możliwych
dystans pokonany 192 kilometry z średnią 18,73 km/h
wynik oficjalny to 13/20 zaliczonych punktów - wagowo 44/60 możliwych

W niedzielny ranek obudziłem się w moim przytulnym domku. To nie był sen, więc wysnuwam wnioski!

Od 22 kwietnia 2006 wierzę, że jest taka choroba jak pomroczność jasna i powinienem dostać z tego tytułu rentę inwalidzką pierwszej grupy. Wiem, że jestem jedynie II liga lecz z jajami!  Wiem, że powinienem być dopiero 21 lecz zgadzam się z organizatorami iż jestem aż 31.



trener Mikołaj w swojej prawie szczytowej formie 7 miejsce (punkty 16/53)
a ponieważ w relacji o nim było raczej mało to tu na końcu mu serdecznie dziękuję :-)


DZIAŁ HARPAGAN