Jak się okazuje wszystko jest proste nim stanie się
trudne - tak było i tym razem. Moje przygotowanie kondycyjne w
zasadzie dobre, psychiczne jeszcze lepsze więc do jubileuszowego
Harpagana podszedłem jak zwykle z całkowicie stoickim spokojem. Nie
mogło mnie spotkać nic wspanialszego niż pozorna znajomość terenu,
gdyż swoją harpaganową karierę zaczynałem 5 lat temu właśnie w
tamtych okolicach. Dodatkowo
ze względu na kosmetyczne opóźnienie startu, zostałem podbudowany bonusowymi przedstartowymi rozmowami ze znajomymi. Po porannej reprymendzie
taktycznej trenera Mikołaja
i
przebojach sprzętowych Lawiny czyli Mariusza Kozłowskiego, który przybył
na Harpagana z Manchesteru i wystartował na pożyczonym kilka godzin
wcześniej w Gdyni rowerze, byłem nastawiony przynajmniej jak do walki o Mistrzostwo
Świata. Wiadomo jednak wszem, że i tak żadnym mistrzem już nie zostanę (o ileż
łatwiej w RP jest zostać ministrem). Tuż po odebraniu mapy i krótkiej
kontemplacji
ruszyłem niczym „młody żagiel” będąc w składzie ekipy: Marcin Błasiak
- 618, Mariusz Kozłowski - 712, Mikołaj Waliński - 716,
Wojtek Pogorzelski - 754.
Początek przygody rozpoczął
się od zdobycia punktu widokowego na Jeleniej Górze, gdzie moje emocje
sportowe dość gwałtownie zostały skorygowane stwierdzeniem poważnych luk
w kondycji
wysokościowej.
19 - 7:31
Do grupki którą ktoś zapewne nazwałby kolejnym "elbląskim
tramwajem" dołączył Krzysiek Kierski
- 796. Zaraz potem dostarczyłem
wszystkim sporo emocji efektownym lotem przez
kierownicę, co najprawdopodobniej było głównym powodem kompletnej terenowej
dezorientacji i bardzo chybionym desantem na most w Paraszynie.
Aby wrócić na zaplanowaną kolejność zaliczania punktów wykonaliśmy nawrót do Rozłazina
i dalsza droga do
punktu była dziwnie prosta i znajoma. A tak byłem tam już kiedyś - he he.
4 - 8:27
W tym momencie nawiązała się super zespołowa współpraca i
jedynym celem było nadrobienie niepotrzebnie straconego czasu. Punkt
został zdobyty bez żadnych koglów-moglów i innych galimatiasów.
13 - 8:53
Ponieważ w świadomości zapisane mam aby taktykę
dopasować do możliwości i przy tym wspaniale się bawić, po trzecim
zdobytym punkcie miałem spory wpływ na podział grupy. Wybieram
popierany przez Mariusza i Marcina wariant drogi terenem w
efekcie czego kolejny punkt jadąc przez Okalice i Zakrzewo
zaliczamy z małym opóźnieniem do grupy Mikołajka.
6 - 9:35
Nasza droga na 11 prowadzi przez Linię, Tłuczewo i Osiek. W rejonie
spodziewanej przeprawy na drugą stronę Łeby następuje małe błądzenie i
tu pomaga nam nieznajoma zawodniczka, która wiedziona kobiecym
instynktem śmiało wjeżdża na teren prywatny i odnajduje ukrytą za
budynkiem kładkę. Do punktu prowadzi niczego sobie podjazd pod górę.
11 - 10:32
Wspomnianą zawodniczką okazuje się być Ania Świtalska - 630 z Siedlec
reprezentująca Leniwców, krótka chwila na miły uśmiech i ruszamy dalej w
las z którego pragniemy się jak najszybciej wydostać. Docieramy do
miejscowości Tępcz, na lichym asfalcie do Wyszecina Lawina podejrzanie
obserwuje swoje przednie koło. Nas natomiast obserwuje Sędzia Główny
Karol i specjalnie zawraca aby poddać mnie kontroli antydopingowej
robiąc
zdjęcie. W powietrzu czuć wyraźnie początek słoneczka.
5 - 11:12
Na punkcie tym pojawia się jadąc pod nasz prąd Krzysiek Chojecki 604 zwany Tygryskrisem którego znałem do tej pory li tylko
przez internet. W Barłominie wypożyczony rower Lawiny nabawia się
kolejnej awarii - po przedstartowym zerwaniu gwintu na przedniej szpilce
i awarii mocowania sztycy podsiodłowej, teraz dochodzi do rozplotu
przedniego koła które jakby przestaje mieścić się w widelcu. Twardy
zazwyczaj gość poddaje się i bez żalu zostaje sam na drodze. Z Marcinem
opuszczamy południową część trasy, przejeżdżamy przez Luzino i Kochanowo
krótko lecz
namiętnie poszukując tłustej pełnoletniej 18.
18 - 12:06
Tu Marcin oddala się w las w celu wyprowadzenia kreta na spacer, a ja
popalając LM-a dumam nad dalszym wariantem jazdy. Jak grom z jasnego
nieba wpada wniebowzięty Lawina który poskręcał trochę szprychy i
postanowił jechać dalej. Akceptuje mój pomysł taktycznego zlekceważenia
cienkiej jedynki i udania się na 16. Chwilę przed wyruszeniem w drogę kolejny
raz widzę Annę Ś. - ma dziewczyna sportową klasę! Przez Górę Pomorską i Paradyż
dopadamy porządnego asfaltu i w Kniewie przejeżdżamy przez Pradolinę
Redy. Jedzie się wspaniale, mijamy Kostkowo i kolejny raz stykam
się z odcinkiem trasy z 21 Harpagana. W miejscu drogi po lewej którą powinniśmy
teraz jechać znajduje się żwirownia - przebijamy się pomiędzy głębokimi
wykopami i docieramy do punktu gdzie zostaje rozpoznany przez sędziego i
z sympatii powalony na matę.
16 - 12:52
Do tej pory sprawdzaliśmy na punktach jaką ma nad nami przewagę
Mikołajem która raz rosła, raz malała lecz tu go nie niestety jeszcze
nie było było - czyli wniosek prosty pojechał jednak na 1 w roli
szczwanego lisa bądź popierdułki pospolitej. Zegar przekracza półmetek
czasowy, a chwilę potem pęka dystansowa setka, punkty niestety pozostają
grubo pod kreską. Przez Gniewino i Strzebielinko jedziemy na 10 - ostatni kilometr do punktu świadomie
pokonując skrajem lasu z buta.
10 - 13:32
Zjazd do Nadola jest bardzo fajny, choć nieco nazbyt piaszczysty.
Wniosek nasuwa się sam - Ci którzy będą pokonywać ten fragment pod górę
ucieszą się niesamowicie. W dole swoje wody rozpościera jezioro
Żarnowieckie, słoneczko świeci pełnym blaskiem. W Nadolu natykam się na
imiennika i współplemieńca, tudzież przedstawiciela Świętej Trójcy GRT "Dargiego"
który najwyraźniej relaksuje się
podczas gdy Kuba z Jarkiem dymają wspomnianą piaszczystą górkę.
Objeżdżając południową stroną jezioro napotykam słynne rury elektrowni
szczytowo-pompowej i zostaję poddany działaniu elektromagnetycznemu
linii przesyłowej jakiej dotąd w życiu nie widziałem. Widać to pomaga bo
punkt zaliczamy spoko.
15 - 14:07
Na punkcie zastajemy najbardziej sympatyczną obsługę. Zabieramy z sobą
maskotkę w postaci zawodnika 777 i ruszamy migiem w kierunku kolejnego
pocieszenia. Kartoszyno - Lubkowo - Żarniowiec, maskotka zginęła lecz
punkt trafiamy bezbłędnie.
17 - 14:41
W ramach poprawy działania sprzętu następuje generalne smarowanie
łańcuchów, skąd Lawina wytrzasnął smar do dziś zachodzę w głowę. Na drodze do Wierzchucina łapią mnie potężne
skurcze w uda, trwa to kilka kilometrów,
pomimo tego walczę i kuszę się nawet o
zaliczenie dobrze schowanej cienizny, widząc Diabla który jedzie pod
prąd wstępuje we mnie
jakby nowy duch.
3 - 15:30
Tu za wspólna jazdę dziękuje niestety Marcin który postanawia pominąć
ostatni tłusty punkt zlokalizowany nad morzem i zgarnąć jeszcze małe co nieco w drodze
do Bożegopola. Z
Mariuszem dojeżdżamy do Lubiatowa i ślicznym czerwonym szlakiem, po
drodze kolejny raz mijając samochód sędziego docieramy do 20.
20 - 16:16
Tu spotyka nas
wielkie zaskoczenie i radocha, gdyż zastajemy w nadmorskim ustroniu niezliczoną ilość elblążan. Oprócz
grupy Mikołaja są tam jeszcze
Władek 626, Marek 627,
Jurek 703 i Jarek 704. W podobnym składzie widzieliśmy się na pierwszym
zaliczanym dziś punkcie. Nie wdając się jednak w sielską atmosferkę ruszamy z
Lawiną dalszą częścią szlaku nadmorskiego. Po chwili widząc morze
zachowuję się jak stary wilk morski i wyciągam ostatni raz na trasie
aparat dokonując symbolicznych zaślubin z morzem. Na wysokości latarni
Stilo wjeżdżamy w głąb lądu. Pokonanie pasa nadmorskiego okraszonego
piaseczkiem wysysa ze mnie
dosłownie wszystkie siły. Chwyta mnie największy w mojej niespotykanie
bujnej i błyskotliwej karierze kryzys. Dobijamy do asfaltu, Lawina gada coś tam, że psychika
jest najważniejsza, a ja jadę od pobocza do pobocza
z maksymalną prędkością 9 km/h.
Docieram
jeszcze przez Sasino do 12
12 - 17:07
(-3 !)
Po osiągnięciu punktu wykazuję prawdopodobnie wyjątkową nieświadomość,
pamiętam jednak, że dociera tam jeszcze kilkuosobowa grupa elblążan. W
tym momencie liczy się tylko czasowy powrót do bazy. Lawina rusza z
planem zaliczenia 8, ja pomimo iż sobie już całkowicie odpuściłem ruszam
wraz z nim w kierunku Borkowa Lęborskiego. Widzę jak z każdą chwilą
odjeżdża do przodu. Strach ma wielkie oczy więc w Borkowie jadę zgodnie
z kierunkiem bazowym na Zwartowo. Czwórka o kryptonimie podobnym do NIP
626-627-703-704 wyprzedza mnie i powiększa przewagę - 100 metrów - 200
metrów ... Muszę zachować spokój, gdy giną mi z oczu pozostaje jedynie
miarowe ciśnięcie na pedały. Kolejny kontakt - w okolicach skrętu na 2
nawiązuję kontakt wzrokowy z ... jedynie dwójką nipowców i
zaczyna się kolejne 100, 200 metrów przewagi. Tym razem im nie
odpuszczę, zbliżam się na 100 - dupa - odjeżdżają na 200. Sytuacja
taka powtarza się przez Brzeźno, Łęczyce i Godętowo. Ostatki upływającego
czasu i myśl o ewentualnym spóźnieniu się na metę powodują to, że
momentami odzyskuję świadomość i gna mnie to ostro do mety po drodze
krajowej number SEX. Wiem, że
zdążyłem i leżę sobie na trawie ...
wynik nieoficjalny to 14/20 zaliczonych punktów - wagowo 47/60 możliwych
dystans pokonany 192 kilometry z średnią 18,73 km/h
wynik oficjalny to 13/20 zaliczonych punktów - wagowo 44/60 możliwych
W niedzielny ranek obudziłem się w moim przytulnym domku.
To
nie był sen, więc wysnuwam wnioski!
Od 22 kwietnia 2006 wierzę, że jest
taka choroba jak pomroczność jasna i powinienem dostać z tego tytułu
rentę inwalidzką pierwszej grupy. Wiem, że jestem jedynie II liga lecz z
jajami! Wiem, że powinienem być dopiero 21 lecz zgadzam się z
organizatorami iż jestem aż 31.
trener Mikołaj w swojej
prawie szczytowej formie 7 miejsce (punkty 16/53)
a ponieważ w relacji o nim było raczej mało to tu na końcu mu
serdecznie dziękuję :-)
DZIAŁ HARPAGAN
|
|