Na wstępie
pragnę zaznaczyć, iż siadając do spisania tej relacji
nie miałem żadnej weny twórczej. Dwunasty udział w Harpaganie zgodnie z
duchem liczby kojarzy mi się jedynie z apostołem zwanym niejakim
Judaszem. Emocje przedstartowe spowodowały, że podczas krótkiej
domowej drzemki miałem dziwny sen
podczas którego mój wybitny trener Mikołaj siadając na stole do tenisa
stołowego w sali gimnastycznej gimnazjum w Trąbkach
Wielkich wyłamał jakąś jego część. Czujna Pani Dyrektor
wymierzyła to i spisała odpowiedni protokół, a ja się
obudziłem i to wcale nie nagi.
Teraz już całkowicie na
poważnie. Ciemna noc, a my tradycyjnie ruszamy w
drogę. Tym razem
mamy bardzo blisko, a jazdę umila słuchanie U2. Już samo zaparkowanie powoduje, że
tym razem natychmiast poczułem
atmosferę rajdu. W punkcie informacyjnym obdarzeni zostajemy miłymi wspomnieniami z
Przodkowa w postaci dyplomów. Zapis zabarwiony ekstrawagancją czyli
wybieram 736 by być blisko Mikikołaja.
Kilka dni przed
Harpaganem pojawiła się alternatywa wspólnej spokojnej jazdy
z
Remigiuszem Kitlińskim z
Rowerowej Rodzinki.
Czyżby zapowiadała się jakowaś reaktywacja Autorów Stron Rowerowych
?
START - Po
wydaniu map układam swój wstępny plan jednocześnie kątem
oka obserwując
spokojnie Mikołaja (737) i Lawinę (738). Młodzieńcy ci planują
trasę stawiając wszystko na jedną kartę. Podejmujemy z Remigiuszem (723) pełen kondycyjnej asekuracji plan i
wspólnie z Michałem (849) ruszamy na południe w kierunku Gołębiewa Wielkiego. Nie wypada zahaczyć o
jakże znajomy Sobowidz. Chłodne poranne powietrze
najwyraźniej dobrze mi robi, rozpoznaję teren z
odbytego preharpagana i powoduję jedynie małe kluczenie po
leśnej drodze.
13 - 7:03 -
(10 km)
Dowiadujemy się, że jesteśmy tu pierwsi. Nie wierząc w żadne
zabobony, a mając na uwadze
jedynie matematykę i liczbę pierwszą 13 szybko wybywamy z tego
uroczego miejsca. Małe Turze, Marianka, Boroszewo i
Wętkowy. Pewnie trafiamy na parking leśny.
11 - 7:34
- (22 km)
Tu także przybywamy jako wielcy odkrywcy. W drodze na
nasz pierwszy tłusty punkt kierujemy się na Ciecholewy w
dalszym planie mając próbę przebitki przez sosnowy las
ponoć pełen bagienek.
Las Szpręgawski okazuje się być łaskawy.
Napotkany Remek Nowak (802) demonstruje
kunszt orientacyjny.
Mijając historyczne miejsce straceń
zjeżdżamy nad jezioro Płaczewskie z palami stanowiącymi
pozostałość po osadzie z planu filmu Krzyżacy.
19 - 8:10 -
(30 km)
Wybieramy drogę przez Kokoszkowy. Pomału zaczynamy
odczuwać podmuchy wiatru. Po przeprawie mostowej
przez Wierzycę przejeżdżamy Krąg i wpadamy prawie znienacka na,
6 - 9:00
- (44 km)
Jakież jest moje zdziwienie gdy odkrywam dobrze
zapamiętaną z 23 Harpagana wiatę. W tej właśnie okolicy
lata temu spotkałem pierwszy raz pewnego sympatycznego wielkoluda. Chwile postoju
poświęcamy na małą bułkę pamiętając o nakarmieniu
miejscowego psa który
grom jasny wie jak się wabi, lecz reaguje ochoczo na każde
zawołanie. Ruszamy przez Semlin i Jezierce
wpadając na ...
4 - 9:32
-
(52 km)
Jak
się potem okaże będzie to mój jedyny podczas tego
Harpagana chudy punkt.
Czas
postoju pozostaje więc adekwatny do punktowej zdobyczy.
Żal było
tu jednak nie zajechać by rozpoznać kolejny znajomy
widok. W drodze na kolejny punkt przejeżdżamy przez
Koźmin i Pogódki po drodze spotykając szkolne gromady
dzieciaków bawiących się w sprzątanie świata. Dojazd
zapamiętuję jeszcze dodatkowo z powodu wspaniałego
brukowego podjazdu.
7 - 10:02
-
(60 km)
Mam nawet czas przysiąść na ławeczce i posilić się
przepyszną bułką. Wracamy do Pogódek tym razem traktując
zjazdowo wspomniany odcinek brukowy. Za miejscowością Kobyle
wpadamy w prawdziwą burzę piaskową. To nie tak miało
być.
20 - 10:41
-
(70 km)
Kolejny tłusty punkt zaszyty w lesie przy bajorku zapamiętuję jako
bardzo słoneczny. Zostawiam na nim pozdrowienia dla
Mikołaja który zapewne lada moment powinien nas dogonić. Po
wyjeździe z lasu znów trafiamy na potężną ścianę wiatru i nie jest to
bynajmniej wiatr w żagle. Garczyn, Orle, Liniewo oraz
Płachty gdzie po pokonaniu kładki na rzeczce Wietcisia
lądujemy na,
9 - 11:24
-
(81 km)
Droga przez Wysin i Stary Wiec nie zapowiada jeszcze
terenowej apokalipsy. To chyba ja ostatecznie namówiłem
bandę do dalszej jazdy przez Szczodrowski Młyn, który
Remigiusz zapewne zapamięta z heroicznej walki z sforą
psów. Przed ponownym pokonaniem Wietcisii
wyraźnie
zaznaczoną na mapie
kolejną kładką, spotykamy Jarka Pachulskiego. Dalej
pokonujemy dziewiczy teren metodą jaskiniowców, góra -
dół, góra - dół. Na chwilę rozdzielamy się z Remkiem
który po drodze spotyka Mikołaja. Ja z Michałem robimy
sobie jakże wspaniałe skróty na przełaj przez pola. Całkowicie
zdezorientowany trafiam na zabudowania Zamkowej Góry, a
wystarczyło nie kombinować i pojechać trochę dłuższą
drogą przez Głodowo i Junkrowy. Odzyskawszy jednak
orientację lądujemy na
15 - 12:28 - (93 km)
Pokonanie tego uroczego odcinka zajęło mi ponad godzinę.
Właśnie mija połowa dzisiejszego limitu czasowego, czyli nie ma co deliberować.
Radość z możliwości odwiedzenia Drzewiny gdzie
zlokalizowano kolejny wesoły punkt przyćmiewają solidne podmuchy
wiatry. Zjazd do wioski jest wprost wspaniały.
17 - 13:13
- (105 km)
Gdy chwilę odpoczywamy na punkcie zjawiają się
niezależnie od siebie Mikołaj oraz Remek Nowak. Z nimi
ruszamy w dalszą drogę wspaniałym podjazdem oznaczonym
jako 12%. Przed Kierzkowem lekko błądzimy w wycinanym lesie. Podstawowej
grupie udaje się jednak wyjechać na asfalt w Blizinach.
Przez Gromadzin docieramy do Przywidza, poruszając się
południowym brzegiem jeziora docieramy do punktu.
14 - 14:13
-
(118 km)
Bractwo zdaje się być lekko ujechane. Podczas naszego wypoczynku
wpada Mikołaj który szybko odbija kartę i tyle go widać.
Ruszamy z punktu drogą powrotną na Przywidz wzmocnieni
kadrowo przez Krzysztofa Wiktorowskiego (615). Na
podjeździe za Klonowem Dolnym Michał informuje mnie, że
definitywnie zwalnia, a wręcz odpada.
Teraz to
na bank jest Team ASR, a
ja prawdopodobnie
zamyśliwszy się tracę z
oczu
prowadzącą dwójkę, samotnie mijając miejscowości Roztoka i Kamela.
16 - 15:07
- (131 km)
Przy leśniczówce Lisia Góra gdzie
dogoniłem Remka i Krzyśka nie zabawiamy zbyt długo. W
okolicy Nowej Wsi Przywidzkiej wbijamy się w asfalt i
ścigamy się ostro z ludzmi z warszawskiej grupy Tramp,
zapamiętuje zawodnika z numerem 719.
Spotykamy się zresztą z nimi jeszcze na kilku punktach. W Majdanach
pokonujemy oznakowane procentowo zjazd i podjazd. Przed
Marszewską Górą odbijamy w lewo i męczymy się z wysypaną
tłuczniem leśną drogą.
8 - 15:41-
(142 km)
Wykonuję
telefon do mojej kochanej Kamisi informując ją, że
jeszcze żyję. W Skrzeszewie Żukowskim odbijamy na
Przyjaźń. Abstrahując w temacie rowerowym stwierdzam, że
takie pojęcie jeszcze w życiu funkcjonuje.
W Łapinie Remek wiedzie nas w ciemno na Widlino i
ostatni już tłusty punkt, (znaczy się, zna bestia teren).
18 - 16:15
- (154 km)
Tu jak się wkrótce okaże
wykonuję
ostatnie
fotki z trasy. Podejście pod ogromniastą górkę drogą
prowadzącą w wspaniałym wąwozie, wywołuje u mnie początki
palpitacji serca. Zamiast prosto na Bąkowo przebijamy
się jakąś dziwną drogą, ponoć przy starym poligonie
wprost do Kolbud. Tym nieco okrężnym wariantem w prosty sposób trafiamy
przez Lublewo i wspomniane Bąkowo do ...
12 - 17:00
-
(166 km)
Zaliczać dalej czy nie? Przez Prędzieszyn zjeżdżamy do
Straszyna i wbijamy się na drogę o dużym natężeniu
ruchu. To chyba ostatecznie decyduje, że ryzykujemy jeszcze zdobycie
punktu przy znanej leśniczówce Malentyn. Przejeżdżając
przez Bielkówko czuję dziwne ssanie w dołku, rzekłbym śmiało - królestwo za browca! W Lisewcu wyraźnie zwalniam,
czyżby to jakiś kryzys? Walczę !
10 - 17:44
-
(178 km)
Na
punkcie zastaję jeszcze wiernych druhów. Trasa
zjazdu do bazy jest w 100% identyczna do tej jaką
pokonałem podczas preharpagana. Wiem, że zdążę na bank.
META
- 18:08
Przepuszczam
kurtuazyjnie Remka na linii mety, wszak to on dał
więcej z siebie.
Bractwo rowerowe skupione
za linią mety ostro deliberuje w temacie zmagań na
trasie. Ja niefrasobliwie narażam się swojemu
odwiecznemu trenerowi Mikołajowi okładając go pięściami
po kasku w wyniku czego o mały włos nie odbiłem mu nerki. Bestia skrewił i nie zaliczył jednego
punktu którego wartość znał aż zanadto dobrze.
Plotki poliszynela trwają do godziny 00:00 - jest trzech wiosennych
rowerowych Harpaganów. Godzina -00:01 Daniel zwany Wigorem wpada na
metę. Emocje ustępują. Całość imprezy przenosi się teraz pod
prysznice i na stołówkę. Jest o czy rozmawiać. Jako niepokorny
tradycyjnie pałętam się po organizacyjnie zakazanych rewirach.
Przejechałem 188 km z
średnią prędkością 19,34 km/h) - czas jazdy jedynie 9:44 -
zaliczone 16 z 20 punktów, przeliczeniowo 55 na 60 możliwych. Według
wstępnych wyników zająłem 19 miejsce. Panie Prezydencie plan
został wykonany w 100 procentach, zaliczyłem punkt i wróciłem przed
limitem czasu.
Czy warto myśleć o
trzynastym udziale w Harpaganie?
|