33 HARPAGAN - TR
TRĄBKI WIELKIE - 21.04.2007


Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż siadając do spisania tej relacji nie miałem żadnej weny twórczej. Dwunasty udział w Harpaganie zgodnie z duchem liczby kojarzy mi się jedynie z apostołem zwanym niejakim Judaszem. Emocje przedstartowe spowodowały, że podczas krótkiej domowej drzemki miałem dziwny sen podczas którego mój wybitny trener Mikołaj siadając na stole do tenisa stołowego w sali gimnastycznej gimnazjum w Trąbkach Wielkich wyłamał jakąś jego część. Czujna Pani Dyrektor wymierzyła to i spisała odpowiedni protokół, a ja się obudziłem i to wcale nie nagi.
Teraz już całkowicie na poważnie. Ciemna noc, a my tradycyjnie ruszamy w drogę. Tym razem mamy bardzo blisko, a jazdę umila słuchanie U2. Już samo zaparkowanie powoduje, że tym razem natychmiast poczułem atmosferę rajdu. W punkcie informacyjnym obdarzeni zostajemy miłymi wspomnieniami z Przodkowa w postaci dyplomów. Zapis zabarwiony ekstrawagancją czyli wybieram 736 by być blisko Mikikołaja.
Kilka dni przed Harpaganem pojawiła się alternatywa wspólnej spokojnej jazdy z Remigiuszem Kitlińskim z
Rowerowej Rodzinki. Czyżby zapowiadała się jakowaś reaktywacja Autorów Stron Rowerowych ?

START - Po wydaniu map układam swój wstępny plan jednocześnie kątem oka obserwując spokojnie Mikołaja (737) i Lawinę (738). Młodzieńcy ci planują trasę stawiając wszystko na jedną kartę. Podejmujemy z Remigiuszem (723) pełen kondycyjnej asekuracji plan i wspólnie z Michałem (849) ruszamy na południe w kierunku Gołębiewa Wielkiego. Nie wypada zahaczyć o jakże znajomy Sobowidz. Chłodne poranne powietrze najwyraźniej dobrze mi robi, rozpoznaję teren z odbytego preharpagana i powoduję jedynie małe kluczenie po leśnej drodze.
13  - 7:03 - (10 km)
Dowiadujemy się, że jesteśmy tu pierwsi. Nie wierząc w żadne zabobony, a mając na uwadze jedynie matematykę i liczbę pierwszą 13 szybko wybywamy z tego uroczego miejsca. Małe Turze, Marianka, Boroszewo i Wętkowy. Pewnie trafiamy na parking leśny.

11 - 7:34
- (22 km)
Tu także przybywamy jako wielcy odkrywcy. W drodze na nasz pierwszy tłusty punkt kierujemy się na Ciecholewy w dalszym planie mając próbę przebitki przez sosnowy las ponoć pełen bagienek.
Las Szpręgawski okazuje się być łaskawy. Napotkany Remek Nowak (802) demonstruje kunszt orientacyjny. Mijając historyczne miejsce straceń zjeżdżamy nad jezioro Płaczewskie z palami stanowiącymi pozostałość po osadzie z planu filmu Krzyżacy.
19 - 8:10 - (30 km)
Wybieramy drogę przez Kokoszkowy. Pomału zaczynamy odczuwać podmuchy wiatru. Po przeprawie mostowej przez Wierzycę przejeżdżamy Krąg i wpadamy prawie znienacka na,
  6 - 9:00 - (44 km)
Jakież jest moje zdziwienie gdy odkrywam dobrze zapamiętaną z 23 Harpagana wiatę. W tej właśnie okolicy lata temu spotkałem pierwszy raz pewnego sympatycznego wielkoluda. Chwile postoju poświęcamy na małą bułkę pamiętając o nakarmieniu miejscowego psa który grom jasny wie jak się wabi, lecz reaguje ochoczo na każde zawołanie. Ruszamy przez Semlin i Jezierce wpadając na ...
  4 - 9:32 - (52 km)
Jak się potem okaże będzie to mój jedyny podczas tego Harpagana chudy punkt. Czas postoju pozostaje więc adekwatny do punktowej zdobyczy. Żal było tu jednak nie zajechać by rozpoznać kolejny znajomy widok. W drodze na kolejny punkt przejeżdżamy przez Koźmin i Pogódki po drodze spotykając szkolne gromady dzieciaków bawiących się w sprzątanie świata. Dojazd zapamiętuję jeszcze dodatkowo z powodu wspaniałego brukowego podjazdu.
  7 - 10:02 - (60 km)
Mam nawet czas przysiąść na ławeczce i posilić się przepyszną bułką. Wracamy do Pogódek tym razem traktując zjazdowo wspomniany odcinek brukowy. Za miejscowością Kobyle wpadamy w prawdziwą burzę piaskową. To nie tak miało być.
20 - 10:41 - (70 km)
Kolejny tłusty punkt zaszyty w lesie przy bajorku zapamiętuję jako bardzo słoneczny. Zostawiam na nim pozdrowienia dla Mikołaja który zapewne lada moment powinien nas dogonić. Po wyjeździe z lasu znów trafiamy na potężną ścianę wiatru i nie jest to bynajmniej wiatr w żagle. Garczyn, Orle, Liniewo oraz Płachty gdzie po pokonaniu kładki na rzeczce Wietcisia lądujemy na, 
  9 - 11:24 - (81 km)
Droga przez Wysin i Stary Wiec nie zapowiada jeszcze terenowej apokalipsy. To chyba ja ostatecznie namówiłem bandę do dalszej jazdy przez Szczodrowski Młyn, który Remigiusz zapewne zapamięta z heroicznej walki z sforą psów. Przed ponownym pokonaniem Wietcisii
wyraźnie zaznaczoną na mapie kolejną kładką, spotykamy Jarka Pachulskiego. Dalej pokonujemy dziewiczy teren metodą jaskiniowców, góra - dół, góra - dół. Na chwilę rozdzielamy się z Remkiem który po drodze spotyka Mikołaja. Ja z Michałem robimy sobie jakże wspaniałe skróty na przełaj przez pola. Całkowicie zdezorientowany trafiam na zabudowania Zamkowej Góry, a wystarczyło nie kombinować i pojechać trochę dłuższą drogą przez Głodowo i Junkrowy.  Odzyskawszy jednak orientację lądujemy na
15 - 12:28 - (93 km)
Pokonanie tego uroczego odcinka zajęło mi ponad godzinę. Właśnie mija połowa dzisiejszego limitu czasowego, czyli nie ma co deliberować. Radość z możliwości odwiedzenia Drzewiny gdzie zlokalizowano kolejny wesoły punkt przyćmiewają solidne podmuchy wiatry. Zjazd do wioski jest wprost wspaniały.

17 - 13:13
- (105 km)
Gdy chwilę odpoczywamy na punkcie zjawiają się niezależnie od siebie Mikołaj oraz Remek Nowak. Z nimi ruszamy w dalszą drogę wspaniałym podjazdem oznaczonym jako 12%. Przed Kierzkowem lekko błądzimy w wycinanym lesie. Podstawowej grupie udaje się jednak wyjechać na asfalt w Blizinach. Przez Gromadzin docieramy do Przywidza, poruszając się południowym brzegiem jeziora docieramy do punktu.
14 - 14:13 - (118 km)
Bractwo zdaje się być lekko ujechane. Podczas naszego wypoczynku wpada Mikołaj który szybko odbija kartę i tyle go widać. Ruszamy z punktu drogą powrotną na Przywidz wzmocnieni kadrowo przez Krzysztofa Wiktorowskiego (615). Na podjeździe za Klonowem Dolnym Michał informuje mnie, że definitywnie zwalnia, a wręcz odpada.
Teraz to na bank jest Team ASR, a ja prawdopodobnie zamyśliwszy się tracę z oczu prowadzącą dwójkę, samotnie mijając miejscowości Roztoka i Kamela.
16 - 15:07 - (131 km)
Przy leśniczówce Lisia Góra gdzie dogoniłem Remka i Krzyśka nie zabawiamy zbyt długo. W okolicy Nowej Wsi Przywidzkiej wbijamy się w asfalt i ścigamy się ostro z ludzmi z warszawskiej grupy Tramp, zapamiętuje zawodnika z numerem 719. Spotykamy się zresztą z nimi jeszcze na kilku punktach. W Majdanach pokonujemy oznakowane procentowo zjazd i podjazd. Przed Marszewską Górą odbijamy w lewo i męczymy się z wysypaną tłuczniem leśną drogą.
  8 - 15:41- (142 km)
Wykonuję telefon do mojej kochanej Kamisi informując ją, że jeszcze żyję. W Skrzeszewie Żukowskim odbijamy na Przyjaźń. Abstrahując w temacie rowerowym stwierdzam, że takie pojęcie jeszcze w życiu funkcjonuje. W Łapinie Remek wiedzie nas w ciemno na Widlino i ostatni już tłusty punkt, (znaczy się, zna bestia teren).
18 - 16:15 - (154 km)
Tu jak się wkrótce okaże
wykonuję ostatnie fotki z trasy. Podejście pod ogromniastą górkę drogą prowadzącą w wspaniałym wąwozie, wywołuje u mnie początki palpitacji serca. Zamiast prosto na Bąkowo przebijamy się jakąś dziwną drogą, ponoć przy starym poligonie wprost do Kolbud. Tym nieco okrężnym wariantem w prosty sposób trafiamy przez Lublewo i wspomniane Bąkowo do ...
12 - 17:00 - (166 km)
Zaliczać dalej czy nie? Przez Prędzieszyn zjeżdżamy do Straszyna i wbijamy się na drogę o dużym natężeniu ruchu. To chyba ostatecznie decyduje, że ryzykujemy jeszcze zdobycie punktu przy znanej leśniczówce Malentyn. Przejeżdżając przez Bielkówko czuję dziwne ssanie w dołku, rzekłbym śmiało - królestwo za browca! W Lisewcu wyraźnie zwalniam, czyżby to jakiś kryzys? Walczę !
10 - 17:44 - (178 km)
Na punkcie zastaję jeszcze wiernych druhów. Trasa zjazdu do bazy jest w 100% identyczna do tej jaką pokonałem podczas preharpagana. Wiem, że zdążę na bank.

META - 18:08
Przepuszczam kurtuazyjnie Remka na linii mety, wszak to on dał więcej z siebie.
Bractwo rowerowe skupione za linią mety ostro deliberuje w temacie zmagań na trasie. Ja niefrasobliwie narażam się swojemu odwiecznemu trenerowi Mikołajowi okładając go pięściami po kasku w wyniku czego o mały włos nie odbiłem mu nerki. Bestia skrewił i nie zaliczył jednego punktu którego wartość znał aż zanadto dobrze.
Plotki poliszynela trwają do godziny 00:00 - jest trzech wiosennych rowerowych Harpaganów. Godzina -00:01 Daniel zwany Wigorem wpada na metę. Emocje ustępują. Całość imprezy przenosi się teraz pod prysznice i na stołówkę. Jest o czy rozmawiać. Jako niepokorny tradycyjnie pałętam się po organizacyjnie zakazanych rewirach.

Przejechałem 188 km z średnią prędkością 19,34 km/h) - czas jazdy jedynie 9:44 - zaliczone 16 z 20 punktów, przeliczeniowo 55 na 60 możliwych. Według wstępnych wyników zająłem 19 miejsce. Panie Prezydencie plan został wykonany w 100 procentach, zaliczyłem punkt i wróciłem przed limitem czasu.

Czy warto myśleć o trzynastym udziale w Harpaganie?


fotogaleria ESR z 33 Harpagana

 DZIAŁ HARPAGAN