Kto by
pomyślał, że dotrę do okrągłej liczby
czynnego uczestnictwa w 20 Harpaganach.
Wynik na trasie
42 Harpagana to 1 miejsce w
klasyfikacji 360 urwipołciów. |
-
zaliczone punkty 15/20 |
-
przeliczeniowo 49/60 |
- przejechane:
193,67 km |
- czas jazdy:
10:23:00 |
-
czas mety: 11:39:32 |
- średnia:
18,63 km/h
- prędkość max: 53 km/h
|
|
Start -
19 - 8 - 15
- 16 - 20 - 10 - 11 - 6 - 14 - 3 - 4 - 17 -
12 - 18 - 5 - Meta. |
|
Tytułem wstępu chciałbym zauważyć, że poprzedni elbląski Harpaganowy epizod czyli 25 Harpagan miał
swój czas w 2003
roku i mimo wiosennej aury zapewnił
uczestnikom mnóstwo atrakcji terenowych. Zacni
i czujni organizatorzy kolejny raz dali się zwieść mojej skromnej osobie i
postanowili zlokalizować ponownie Bazę Harpagana w Elblągu. Jesienny Harpagan na Wysoczyźnie Elbląskiej mógł być
tylko lepszy i to zarówno w kwestiach
merytorycznych jak i formalnych. Nastąpił jednocześnie Harpaganowy
niezrozumiały
przełom w postaci spadku frekwencji na TP i niewyobrażalnego wzrostu na TR.
Planom i przygotowaniom do tego startu nie było końca.
Wspólnie z Mikołajem w celach poznawczych zwiedzaliśmy systematycznie okolice bliższe i
dalsze. Jak wiadomo znajomość terenu daje bardzo dużo w walce z
tradycyjnie nieaktualną mapą i rajdową
nawigacją. Dodatkowo wsparł nas Budowniczy Bartek
zamieszczając fotki punktów. Kilka udało się bezbłędnie odgadnąć i
teraz pozostało liczyć na optymalne rozpracowanie wariantu przejazdu.
Wystartowałem, bo nie mogłem uczynić inaczej. Teraz jak nic
jestem zmuszony do napisania małej relacji z
punktu widzenia niespodziewanego zwycięzcy.
W piątkowy wieczór spokojnie obserwuję start TP i
uczestniczę w kameralnym spotkaniu z organizatorami. Pogoda przed startem najgorsza w całej
mojej Harpaganowej historii. Opady deszczu zapewniały jedynie, że nie
będzie się zbytnio kurzyć. W nocy pada deszcz,
a ja spokojnie śpię i śnię. Poranne przygotowania przebiegają bardzo
sprawnie. Dojeżdżam do Bazy w siąpiącym deszczu. Miło witamy się z
znajomymi zawodnikami i lokalnymi kibicami którzy stawili się pomimo
wczesnej pory.
Odnajduję swój sektor startowy i cierpliwie
czekam. Cierpliwość zostaje nagrodzona mapą z zaznaczonymi 20 punktami.
Pierwsze spojrzenie powoduje mały zachwyt połączony z sporą dawką konsternacji.
Najgorzej jest jak zna się teren w stopniu dostatecznym lub nawet dobrym. Spokojnie mam
przed sobą długie dwanaście godzin jazdy i coś się wymyśli. Tu
następuje akcent telefoniczny czyli odbieram kilka telefonów z pytaniami
gdzie jestem i gdzie zamierzam ruszyć. Nadal spokojnie rozmyślam układając wstępne
punkty do zaliczenia.
START:
Z rozmyślań wyrywają mnie bracia Pachulscy i grożąc linczem dopytują się
dlaczego chcę jechać na 19 i czy aby wiem jak tam bezproblemowo dojechać. Potwierdzam, wydaję okrzyk startowy
"Darecki
rusza" i wybywam w kierunku Bażantarni wiodąc za sobą zaprzyjaźnioną
wesołą grupę. Nie podejrzewałem, że punkt rowerowy zostanie umieszczony
tak
blisko i cwanie w tej okolicy. Wiem doskonale, gdzie
znajduje się punkt opisany jako "Obelisk Augusta Papau". Krótko i
w
temacie po ciemku docieramy do podnóża wzgórza Belweder. Ponoć za Niemca z tej
lokalizacji można było obserwować panoramę Elbląga.
6:54 - 19
(1/5)
Tych co to nam po drodze wyprowadzam szybko z Bażantarni w celu zdobycia
8. W tej fazie jest to decyzja bardzo słuszna. W Krasnym Lesie po małej
mapowej konsultacji skręcamy dokładnie tam gdzie trzeba. Jadę tą drogą
pierwszy raz w życiu i zapoznaję się z sporym błotem. Stare wypróbowane
i wysłużone
buty marki "Badura" mocno trzymają podłoże. Na pytanie dlaczego nie
używam SPDów mam jedną odpowiedź - bo nie lubię. Widzę dwóch gości
którzy wczepieni fikają kozły na błotnistej drodze.
7:27
- 8 (2/7)
Niecała godzina od startu więc na punkcie panuje wielki tłok. Jedni zaliczyli
dopiero swój pierwszy punkt co mnie bardzo cieszy.
Szybko nawracam w kierunku asfaltu prowadzącego do kolejnego obranego punktu.
Błotko jest coraz bardziej mięsiste, piękne i adekwatne do ilości przejechanych kół. Zawodnicy jadący pod prąd grząską drogą są jeszcze bardzo zadowoleni.
Do
Próchnika prowadzą dwie drogi z których niestety nie korzystam ponieważ
świadomie postanawiam zdobyć punkt nieco dłuższą trasą od strony miejscowości Łęcze. Wiedza tajemna
pochodzi z wspólnych jazd z trenerem Mikołajem. Tu bratam się z grupą
podstawową czyli niejakim
"Borutą" z Poznania (on mnie
rozpoznał), miejcowym "Mańkiem" oraz "Dużym"
rekomendowanym przez Mirka Potockiego. Ciągnąc
jeszcze kilku śmiałków
którzy mi zawierzyli na chwilę gubię znaną drogę by wjechać na prywatą
posesję. Po powrocie na pozycję właściwą zmierzam w kierunku właściwym.
Będąc zaledwie 200 metrów od punktu daję się zwieść Jarkowi Mydlarskiemu dzięki czemu tracimy
sporą wysokość na
odcinku około 1 km. Ponowna wspinaczka owocuje mijanką z Tomarem który
właśnie po zaliczeniu punktu wyjeżdża z właściwej drogi.
8:19 - 15
(3/11)
Szybki zjazd w kierunku Nadbrzeża. Pomny poprzedniego elbląskiego Harpagana i
dwukrotnej gumy Jerzego na odcinku skrótowym tym razem stosuję wariant szosowy do Suchacza. Dalej
jak kiedyś tam przebijam się wzdłuż linii kolejowej do Kadyn, w grupie
pojawia się tajemniczy nieznajomy. Do grupy wpinamy Tomara który nie wiem czemu po
sympatycznym spotkaniu kilkusetmetrowy odcinek pokonuje po torach.
Wieża widokowa znajduję się nieopodal klasztoru do którego jak wiem prowadzą
schody od Dębu Bażyńskiego. Decyduję się na
podejście po schodach zamiast okrężnego podjazdu. Schody są nieco
śliskie, mięśnie
pracują zupełnie inaczej. Mam bardzo głęboki oddech i płuca niemal na wierzchu.
8:52 - 16
(4/15)
Na punkcie jest bardzo sympatycznie.
Zjazd wykonuję przez podupadłą stadninę koni. Kolej na kultowy "Święty Kamień".
Przejeżdżamy przez senne Tolkmicko kierując się na leśniczówkę Nowy
Wiek. Do Świętego Kamienia docieram bezproblemowo i z uśmiechem na
ustach. Myślałem , że trzeba będzie wejść do wody lecz czytnik
sędziowie umieścili na piaszczystej plaży.
20 - 9:28
(5/20)
Widok na Zalew Wiślany jest przepiękny lecz tym razem nie tracę czasu
na podziwianie widoków. Wytrzepuję jedynie piach z butów i ruszam. Ponieważ nie zamierzam zdobywać cienkiej 1 ruszam znajomą
terenową drogą do Narusy. W Fromborku czuć wszechobecność Mikołaja
Kopernika, grupa jednak mocno ciśnie znieważając pamięć słynnego astronoma
który jak wiadomo nie był kobietą. Za mostem na Baudzie wykonujemy sensowny skręt
w lewo i podążamy w okolice które okazują się nieco błotniste. Po drodze
dochodzi i wyprzedza nas Paweł Brudło zwany Bronkiem, który po odnalezieniu
punktu spędza na nim jedynie 5 sekund. Chciałbym tak umieć.
10 - 10:30
(3/23)
Po małym popasie postanawiam dobrowolnie odpuścić kolejny
punkt czyli cienką 2. Nawigacja w Braniewie oprócz jednego małego ronda
nie przysparza większych kłopotów. Trafiam na właściwy wyjazd w kierunku Płoskini.
Za Szylenami przekraczamy trasę 22 i jadąc do punktu drogą
technologiczną okazuje się, że
nieznajomym jest niejaki Wilk. Gość debiutuje w Harpaganie i jak widzę ma w nogach
potężną moc napieracza.
11 - 11:35
(3/26)
Na punkcie mała narada organizacyjna, kto z kim i w jakim kierunku.
Tomar niestety decyduje się na nieco dłuższy odpoczynek. Postanawiam
jechać przed siebie i docieram bezproblemowo do Marcinkowa. Podjęta próba terenowej przebitki
umiera po około 200 metrach. Jadąc w kierunku Płoskini po asfalcie zostajemy
dogonieni przez przez Mikołaja, Lawinę którym towarzyszy Błasialdo.
Mikołaj stwierdza, że nie ma już szans na zdobycie tytułu gdyż odpuścił
po drodze 2. Grupa Mikołaja podkręcając tempo i rwie peleton, zabierając z
sobą Wilka. Płoskinia, Dabrowa i wpadam na 6 przy dużej wiacie.
Objeżdżając z Mikołajem teren jakieś dwa tygodnie wcześniej
to właśnie tu całkowicie przypadkowo przy pomocy tubylca odkryliśmy kolejny
fotograficzny punkt Bartka.
6 - 12:26
(2/28)
W drodze na kolejny obrany punkt znajdujący się na mapie w linii prostej niecałe 2,5 kilometra
dalej mam dużo czasu na rozmyślania taktyczne. Mam na to grube 10 kilometrów
gdyż jak nic trzeba objechać Jezioro Pierzchalskie. Ze względu na
znaczny upływ
czasu w grę wchodzi zastosowanie
czujnego planu taktycznego. Atakować
9 czy 13, oto jest pytanie. Jako człek małej wiary Harpaganowej postanawiam odrzucić te
dwa punkty z powodu lenistwa. Co za tym idzie konsekwencją tej decyzji
muszę odpuścić dodatkowo jeszcze 7. Pośladki mam bardzo mocno ściśnięte.
14 - 13:08
(4/32)
W obranym planie utwierdzają mnie Leszek Pachulski oraz Jarek Warda
którzy właśnie wpadli zdyszani na punkt.
Według nich zdobycie 9 jest nieco utrudnione wielkim błotem.
Jedynym rozsądnym wariantem w dalszej zabawie jest przelotowe zdobycie
cienkiej trójki. Podczas przemieszczania się w Starym Siedlisku gubimy
"Dużego", który celuje w bardziej opłacalną 9. Trasa znana więc jak po sznurku zaliczamy
przydrożną 3.
3 - 13:41
(1/33)
Tu na kilkuset metrach rozstrzyga się nieświadoma historia
klasyfikacji 42 Harpagana. W moim planie była jazda przez Młynary w
kierunku Majewa. Nie pamiętam czy to Maniek czy Boruta podrzucili pomysł
zaliczenia po drodze cienkiej 4 (natenczas jedziemy już tylko w trójkę). Kilka sekund wystarczyło na odbicie w kierunku
Kurowa Braniewskiego. Napęd trzeszczy i mocno przepuszcza na środkowej
koronce więc decyduję się na małą porcję Rohloffa. Podczas oliwienia przepytujemy miejscowego
o słuszną trasę do Błudowa.
O zgrozo, przed Błudowem Maniek zrywa swój napęd. Podczas sprawnej
naprawy prowadzę konsultację telefoniczną z trenerką małżonką która daje wyraźne
wskazówki bym nadal napierał. Docieramy do
punktu z najmilszą podczas tej edycji obsługą sędziowską.
4 - 14:19
(1/34)
Drogą technologiczną przy S22 turlamy się pokonując kilka sporych
podjazdów. Mój napęd na podjazdach niestety odmawia posłuszeństwa.
Większościową decyzją decydujemy się na próbę zdobycia 17 od strony
Majewa. Pierwszy napotkany biker mówi, że tu głucho wszędzie.
Niespodziewanie napotykam miejscowego Piotra zwanego Czuczu. Ten jadąc
poza konkurencją mówi, że się da dojechać i nawet omawia sposób omijania
poszczególnych kałuż. Chwilę potem Robert Czekała (dawny elblążanin)
potwierdza jego słowa. Powiem szczerze, że gdyby nie rowerowe ślady i napotykani bikerzy,
punkt ów mógłby pozostać na zawsze wieczną tajemnicą. To był mój
najciężej zdobyty punkt.
17 - 15:16
(5/39)
Jestem szczęściarzem. Krótka chwila i ruszamy w drogę powrotną na
Majewo. Nie ma to jak jazda na skróty. Skrót do Kwietnika którym kiedyś
jechałem okazuje się
jednak nadal piaszczystą poniewierką. Od Kwietnika prawie
bezproblemowo docieramy do kolejnego punktu. Jest tu gęsto od
rowerzystów wszelkiej maści.
12 - 16:02
(3/42)
Nie ma czasu na ceregiele. Ruszamy żwawo do wodospadu w Weklicach. Po
kilometrze okazuje się, że Boruta zostawił na punkcie swój plecak.
Obiecuję, że będziemy jechać wolno. Pomorska Wieś, Rogowo i terenowy
odcinek do wodospadu. Szczęśliwie dochodzi nas Boruta i znów spotykamy
turystę Czuczu który jest wyraźnie zdziwiony, że go doszliśmy. Po
zapodaniu mu informacji, że po drodze zaliczyliśmy jeszcze 12, Czuczu mówi, że jesteśmy
"gieroje". Słychać łagodny szum wodospadu.
18 - 16:51
(5/47)
Krótka decyzja, jeżeli po dojechaniu do rogatek Ebowa starczy czasu, to
jeszcze zaatakujemy najniższy punkt w Polandii. Czasu jest sporo więc
napieramy. Maniek zostaje w tyle by dopompować koło. Na Węźle Raczki
spotykam Tomka Jurewicza. Jazda po płaskim w kierunku Raczek Elbląskich
jest wręcz nudna. Mijamy mnóstwo rowerzystów którzy zaliczyli ostatni
słuszny punkt.
5 - 17:49 (2/49)
Normalnie pokonanie tego odcinka do domu zajmuje mi jakieś 15 minut. Do
bazy jest trochę dalej, jednak cisnę spokojnie na chroboczący coraz
mocniej napęd. Na ulicach Elbląga lekko się rozpraszamy.
META - 18:09
Meta i piknięcie czytnika. Kolejny raz udało się mi wykonać wstępnie zakładany
plan. Zaliczyłem punkt kontrolny i wróciłem przed limitem czasu.
Zaliczyłem nawet 15 punktów kontrolnych. Czy
zmieszczę się w pierwszej setce zawodników?
Na mecie ku mojemu wielkiemu zadowoleniu
czeka na mnie moja osobista małżonka. Podobnie jak Basia z Oti na Mikołaja. My to
jednak jesteśmy pantoflarze czystej krwi. Na boisku przed bazą trwają tradycyjne poHaharpaganowe rozmowy. Tematy różne w stylu, kto z kim i którędy, gdzie było ciężko i
dlaczego. Okazuje się, że prawdziwym "hitem sezonu" okazał się punkt numer
9. Swoją drogą szkoda, że tam nie pojechałem.
Pomalutku puszczają nerwy i odczuwam spore zmęczenie. Trzeba szybko
odczytać kartę i spadać do domu. Marzę o kąpieli i ciepłym łóżku. Będąc
miejscowym powinienem uczestniczyć w zakończeniu Rajdu. Czuję, że jednak
nie dam rady.
Nagle pojawia się towarzysz niedoli niejaki "Boruta" i mówi, że już odczytał kartę i jest pierwszy.
Mówię mu żeby się niepotrzebnie nie podniecał, bo to jeszcze nie jest koniec.
Podświadomie
czuję, że ponownie udało mi się zmieścić w pierwszej setce.
Idę odczytać kartę. Patrzę na wyniki i oczom nie wierzę. Czekam
spokojnie dalej.
Kolejni uczestnicy dokonują odczytu. O 19:31 patrzę na tablicę wyników. Jestem
pierwszy, drugi jest Maniek, a trzeci Boruta. Akurat przechodzi
Karol, więc do niego, Sędziego Głównego
zgłaszam protest w stylu, "się Wam tablica wyników popsuła". Karol
stwierdza, że tablica jest OK. Chyba jestem jakiś głupek.
Musiałem "niestety" uczestniczyć w
zakończeniu imprezy. Był wspaniały puchar, gratulacje i szampan którym
zostałem oblany przez syna. W przypływie chwili dorwałem się na chwilę
do mikrofonu i rzuciłem hasło o 51 Harpaganie w Elblągu. Na twarzy Magdy
zobaczyłem uroczy uśmiech. Kto to wie .... Dzięki uczestnictwu w
zakończeniu poznałem osobiście kilku internetowych znajomych z Kosmą na
czele.
Czas na podziękowania.
Dziękuję trenerce Kamili i trenerowi Mikołajowi. Podziękowania składam
także Marcinowi oraz Rafałowi za wspólną jazdę w doli i niedoli.
Tradycyjnie w tym miejscu powinienem
powiedzieć słowa, że będę walczył o pokój na świecie i w naszym
powiecie. |