Z wielką przyjemnością
pragnę powiadomić że 46 Harpagana na TR200
wygrał był, mój serdeczny przyjaciel i druh
rowerowy Mikołaj "Misiek " Waliński.
Występ na 46 Harpaganie w Kwidzynie
i ja mogę uznać za udany,
gdyż jakby nie patrzeć kolejny już okrągły 24 raz
udało mi się wykonać zakładany plan czyli
zaliczyć jeden punkt kontrolny i wrócić przed limitem
czasu. Ilość Harpaganowych kilometrów
przekroczyła tym razem magiczną liczbę 200.
W
przedstartowych rozważaniach nieśmiało zastanawiamy
się z Mikołajem nad ewentualnym położeniem
mapy oraz możliwością wypróbowania nowego mostu na
Wiśle. Wariant mapy odgadłem bezbłędnie lecz
niestety z powodu lekkiego przesunięcia mapy
na zachód musiałem pojechać o jeden most za
daleko. Po dotarciu do bazy usłyszeliśmy podejrzane plotki w temacie
wariantu mostowego. Nie powiem żebym
był bardzo zadowolony. Plotki nieoficjalnie
potwierdzają kolejne osoby, a ja zachowując
stoicki spokój odwiedzam kibel i wypuszczam
kreta na spacer.
START:
Jest magiczny czar zimnego powietrza, a ja bez rękawiczek. Na stadionie kręcą się różne podejrzane osobniki pośród których
rozpoznaję całkiem sporo znajomych. Mapa w dłoń, okular na nos i
jestem jakiś dziwnie spokojny. Wrodzony
instynkt podpowiada jazdę za Wisłę gdzie
budowniczy trasy zlokalizował 3 punkty
dające wynik powyżej średniej
przeliczeniowej. Dla mnie
najprostszym wariantem jazdy wydaje się
jazda przez Baldram. Wiedziony instynktem stadnym ciągnę jednak za czerwonymi światełkami
przez Korzeniewo.
Na moście w totalnej mgle i w towarzystwie
Błasialda mam czas na dokładne przemyślenie
kolejności pokonywania zarzecznych punktów. Kierunek północny i trochę
lekkiego ciśnięcia pod asfaltowe górki. Doganiamy sporą grupkę
wśród których jest miejscowy Andrzej Dzich
oraz bardzo mocny Koza. Najważniejsze jest
jednak to, że odnajduję Albercika z którym
przejechałem w poprzednich edycjach trochę
sensownych kilometrów.
O matko przenajświętsza widzę tablice z
nazwami Rzym i Betlejem. Dojeżdżając do punktu widzę wracającego
Miśka w towarzystwie Mirka Potockiego.
Okrzyk, dajesz, dajesz mocno mnie
mobilizuje. To był długi przejazd.
7:17 - 10
(1/3)
Odbicie karty, łyk zimnego i błyskawicznie zawracam.
Rośnie ciśnienie więc nie czekam na grupę
naradzających się pod wodzą Andrzeja.
Razem z Albertem i Błasialdem wracam tam
skąd przyjechałem. Korzystam z kilku
wspaniałych zjazdów które wcześniej musiałem
podjeżdżać. Do 9
droga prosta lecz spory odcinek pod uroczą
górkę. Zazdroszczę jadącym pod prąd. Jest i
Misiek i Miro i Andrzej który woła, że z nim
jako miejscowym
byłoby znacznie prościej i lepiej i szybciej.
7:45
- 9 (2/6)
Błasialdo przekłada mapę, Albercik ściąga
kapotę, ja zapodaję łyk zimnego i ruszamy w
nadziei na pierwszy tłusty punkt. W
okolicach punktu jest mocno interwałowo.
Trafiamy na drogę której niestety nie ma na
mapie lecz rozsądek podpowiada, że to jest
ta jedyna. Po miłym zjeździe pokonanym
poprawnie technicznie spotykamy spore stado bikerów. W stadzie jest
i Misiek i Miro i
Andrzej. Stado mota się i rozjeżdża w
różnych kierunkach by po chwili znów spotkać
się i wjechać na punkt jak by nic się nie
stało.
8:17 - 17
(3/11)
Były interwały więc próbuję
sprytnie pokombinować by się dodatkowo nie męczyć.
Jest jakaś kreska wzdłuż wału Wisły, zapodaję
więc temat. Rusza z
nami napotkany beznumerowy Marecki. Jest
droga która po chwili przeradza się w łąkę,
aż dojeżdżamy do jakiegoś bajora.
Dalszy odcinek wygląda jak "ścieżka łosia".
Przyznaję się do winy i proszę wspólników o
wybaczenie. Podczas wycofania kolejny raz zaliczam 17 i
poddaję się interwałom.
Błasialdo pociągnął mocniej.
Docieramy do mostu z Albertem i Mareckim.
Na
moście czeka nas kolejna wspaniała porcja mgły,
a licznik wskazuje przebyte 50 km.
W drodze na kolejny tłusty punkt
umiejscowiony w znanej Białej Górze wypada
nieco kurtuazyjnie zaliczyć 6. Porządny
asfalt więc następuje pora na
dodatkowe myślenie o wariancie trasy.
Myślenie nie boli więc podczas jazdy widząc
drogowskaz Gurcz postanawiam po zaliczeniu 6
zaatakować w kolejności 8 i logistycznie 14.
9:23 - 6
(4/13)
Kilometrówka od poprzedniego
punktu mocno wzrosła, a mgła nieco się
rozrzedziła. Punkt określany w opisie jako
widokowy nie przedstawia jednak żadnych pozytywnych
widoków. Mój widok to jedynie przełożenie
mapy i gryz kanapki z serem. Asfalt przestał
być porządny. Jestem w Gurczu lecz kojarzy
mi się to z Burczem. Burczy mi w brzuchu
lecz super żel rozwiązuje problem. Wjeżdżam w teren z PreHarpaganowego treningu
i polegam na chwilę na polu chwały nie
widząc żadnej sensownej odbitki. Na drodze
napotykam jednak grupę amatorów piechurów
którzy sprytnie podpowiadają drogę
jak to mówią " do karpiówki".
10:02 - 8
(5/15)
Na punkcie spore zamieszanie lecz
spokojnie rozpoznaję Rękawa z małżonką
startujących na trasie "młodszy junior". Któż
to wie, może następnym razem i ja na takiej
wystartuję. Tu dopiero przypominam sobie, że
mam w zanadrzu fotoaparat i wykonuję kilka fotek. Beznumerowy Marecki opuszcza
nas więc będzie nieco luźniej na drodze.
Podczas kombinowania jak dotrzeć na 14
przejeżdżając przez Ryjewo spotykam i Miśka i Mira
którzy jadą pod prąd. Wymiana poufnych informacji
następuje w locie. Przed samym punktem
spotykam i zabieram błąkającego się
Błasialda który też napiera na tym odcinku
pod prąd.
10:36 - 14
(6/19)
Punkt odnaleziony bezproblemowo.
Tajną drogą wybywamy z Albertem w kierunku
tłustej 18 .
11:00 - 18
(7/24)
Na punkcie jest całkiem fajna
mieszana grupa biesiadna która poddaje się
sielskiej sjeście i tylko muzyki "umcy, umpcy"
brak. Wiem, że mamy spore szanse zaliczenia
kolejnego tłustego punktu lecz droga do
niego jest
bardzo daleka i jak nic wypada wpaść
mimochodem na
prostacką 4. Na asfaltowej leśnej szosie prowadzącej do
Sztumu gonimy podejrzanego rowerzystę. Może
to jest jakiś miejscowy grzybiarz? Chociaż jak na
grzybiarza porusza się całkiem mocno. Albercik odkrywa, że nas też ktoś goni. My
naciskamy goniąc, a goniący naciskają tyż mocno lub
nawet mocniej. My
zmniejszamy swoją stratę do podejrzanego
grzybiarza, a goniący nas też jakby byli
coraz bliżej. Nie mogłem trafić lepiej gdyż
po chwili rozpoznaję jednego goniącego w
osobie Krzysztofa W. Popularny "Wiki"
zachowuje umiar i zabiera mnie na koło oraz
pozwala wykonać fotkę. Tak przejeżdżając
przez Sztum trwamy grzecznie
pod wiatr do prostego punktu jakim jest ...
11:49 - 4
(8/25)
Podczas jednego z preHarpaganów oblukałem z
Miśkiem tę okolicę więc wyjazd w dalszą
drogę nie jest problemem. Napieramy jednak na
Postolin i Mikołajki Pomorskie.
12:31 - 20
(9/30)
Punkt odnaleziony bezproblemowo
powoduje lekkie rozprzężenie. Chwila na małe
focenie i ruszamy przez Gdakowo w kierunku
Orkusza. Z mapy wynika, że punkt w swojej
prostocie jest banalny. Po przejechaniu
pewnego asfaltu wierzę, że jadę dobrze.
Spotkani bikerzy meldują jednak brak punktu.
Odbijam za grupą która mocno się stara i
nic. Dogonił mnie Wiki i zawierzył. Zawracam do główniejszej drogi by
kolejny raz się namierzyć.
Napotkani piechurzy wbrew wszelkim zasadom
pokazują mi mapę z której wynika, że
jesteśmy na drodze która w swojej skali
prowadzi nas w przysłowiowe manowce czyli do
miejscowości Trzciano. Teoria
mapowa ma się jak "piernik do wiatraka".
Do punktu docieram naokoło nadkładając nieco
drogi i całkiem sporo czasu.
13:24 - 12
(10/33)
Zgrywając wielkiego gieroja
wyprowadzam grupę zupełnie prawidło do Laskowic.
Zajęty rozmową przejeżdżam w Lasowicach bardzo
ważne rozwidlenie dróg i zostaję słusznie
zastopowany i skarcony przez Wikiego. Trafić
do Szadowa bezcenne.
13:50 - 16
(11/37)
Na punkcie zastaję trójcę
elblążan w osobach Kudłatego, Marka i
Leszka. Spotykam także Anię Świrkowicz i Roberta Jarzynkę. Ania się
pogodnie uśmiecha więc już wiem, że mi
najnormalniej w świecie dokopie w klasyfikacji. Korzystając z
pikniku puszczam krótkiego dyma, przekładam
mapę i wiem, że jadę na 15. Albert nieśmiało
wspomina o 2 lub 3. Niestety nie mamy już
czasu na żadne cienizny. Piętnastka jest prosta bo tam
dokładnie byłem przejazdem na jednym z PreHarpaganów. Jedynym
mankamentem pozostaje trasa dojazdu. Za Liczem
zaczynam kombinować i robię dobrze. Za Małą
Gilwą kombinuję i ląduję niestety kawałek
dalej niż planowałem i muszę przejechać
przez Morawy. Ponownie spotykam Wikiego
który też coś kombinuje.
14:48 - 15
(12/41)
Wiki wpada na punkt zaraz po
mnie. Napotkani rowerzyści rozprawiają kto
jak i z której strony docierał na punkt. Dla
mnie sprawa jest prosta, ruszam na 11 przez
Morawy, Nową Wioskę gdzie ostatnia sklepowa
puszka "coca coli" ratuje mi życie.
Dalej przez jadę przez
Wandowo. Na punkt docieramy w wspaniałych
humorach lecz nie zabawiamy tam zbyt długo.
15:33 - 11
(13/44)
Czas przekroczył trzy ćwiartki i
już teraz należy myśleć o bezpiecznym
powrocie. Najbliższym punktem jest 7 i w
zaistniałej sytuacji nie
zamierzamy nią pogardzić. Przejeżdżamy z
Albertem przez Czarne Małe i Czarne Dolne. W
odpowiednim momencie Albert zauważył Wikiego
który niespodziewanie przecina naszą trasę za naszymi
plecami. Staramy się go gonić lecz nie
przynosi to żadnych rezultatów bo bestia
jest mocny jak zawsze. Po jakimś czasie Wiki
ginie nam w
chaszczach, a droga się kończy i niestety musimy się namierzać
nie wiedząc dokładnie gdzie i jak.
16:36 - 7
(14/46)
Punkt zdobywamy z poważnymi
problemami nawigacyjnymi które pozbawiają
nas definitywnie planu z ostatnim
tłustym punktm w roli głównej. Jadąc prosta drogą wypatruję
zabudowań PGR Olszówka. Zabudowania, a
owszem są lecz po chwili okazuje się, że to
jest Gardeja. Heja Gardeja to hasło które
powoduje podniesione ciśnienie. Zachowuję jednak
spokój i wykonuję fotkę uwieczniającą w tle Gardejski Młyn, żeby Misiek wiedział, że nie
jestem ciapek.
17:24 - 13
(15/50)
Na punkcie nie zabawiam zbyt
długo lecz w tym czasie nawiązuję kontakt z
Mikołajem i Mirkiem. Mają do zaliczenia
kompletu tylko ostatnią podłą 1. Ja niestety zawijam
się do bazy.
META - 18:04
Meta i piknięcie czytnika. Kolejny raz wykonałem wstępnie zakładany
plan. Jestem nieco zmęczony lecz także zadowolony. Zaliczyłem punkt kontrolny i wróciłem przed limitem czasu.
Zaliczyłem nawet 15 punktów kontrolnych. Czy
zmieszczę się w pierwszej setce zawodników?
W bazie
prowadzę konspiracyjne rozmowy z sędziną
Julitą. Rozmowy są nadzwyczaj owocne. Z
powodu osiągniętego wyniku Mikołaja który
nie podlega jakiejkolwiek dyskusji zostajemy
do momentu dekoracji i tylko szampana
brakuje.
Szczególne podziękowania składam dla Arnolda
Zwolińskiego z którym jechałem całą trasę
jak równy z równym.
Na trasie wspierali mnie momentami:
Błasialdo, Mikołaj, Mirek Potocki, Andrzej Dzich, Paweł Koźmiński,
Piotr Kozdryk, Wiki, Piotr B, Kudłaty,
Marek_B, Leszek, Ania Świrkowicz, Robert J,
Tomek W, a nawet beznumerowy Marecki.
Spotykałem też wielu innych zawodników
którym robiłem fotki na punktach.
Czegoś mi jednak w atmosferze imprezy
zabrakło. W wspaniałym składzie
organizatorów zabrakło mi Magdy. Może to
prawdziwy znak, że dla mnie to już pora
zakończyć Harpaganowe harce?
|
Wynik na trasie
46 Harpagana to 29 miejsce w stawce
193 ścigantów. |
-
zaliczone punkty 15/20 |
-
przeliczeniowo 50/60 |
- przejechane:
208,56 km |
- czas jazdy:
10:28:00 |
-
czas mety: 11:34:38 |
- średnia:
19,91 km/h
- prędkość max: 51 km/h
|
|
Start -
10 - 9 - 17 - 6 - 8 - 14 - 18 - 4 - 20 -
12
- 16 - 15 - 11 - 7 - 13 -
Meta. |
|
46 HARPAGAN w obiektywie Dareckiego. |
Przed
Harpaganem odbyliśmy w okolicach Kwidzyna
cztery nasze małe -
PreHarpagany
|