Kolejna wiosenna
wycieczka wiodła malowniczymi terenami Kociewia i Kaszub.
Trasa rowerowa: Tczew - Skarszewy -
Stara Kiszewa - Kościerzyna - Szymbark - Wieżyca (329 m
n.p.m.) - Ostrzyce - Chmielno - Łapalice - Kartuzy - Żukowo
- Gdańsk.
Wczesnym
rankiem przed godzina szóstą, na Placu
Dworcowym pojawiło się 12 rowerzystów z
mocnym postanowieniem zobaczenia Szwajcarii
Kaszubskiej.
Cała grupa sprawnie zajęła miejsca w pociągu
i już po godzinie jazdy wyładowywaliśmy
nasze pojazdy na dworcu w Tczewie. Tutaj
rozpoczynała się rowerowa część naszej
wycieczki. Czekała też na nas ekipa Grupy
Rowerowej Trójmiasto w sile 12 rowerów oraz
niezwykły elblążanin Robert Woźniak, który
nie dał zarobić PKP i do Tczewa dojechał z
Elbląga na swoim rowerze.
Szybka fotka całej grupy pod dworcem w
Tczewie i już jechaliśmy ulicami miasta w
kierunku wyjazdu na Kościerzynę. Wiał lekki
wiatr z kierunków wschodnich, było 7oC i nic
nie padało. Pierwsze kilometry wiodły
drogami Kociewia, które o tej wczesnej porze
były całkowicie puste. Sprzyjało to wspólnym
rozmowom i bezstresowej jeździe. Większy
ruch pojawił się za Godziszewem, co skłoniło
nas do lekkiej modyfikacji trasy w kierunku
Będomina. Miało się to okazać brzemienne w
skutkach... Nadal jednak jechaliśmy główną
drogą, która raz to wiodła pod górkę, a raz
z górki. Typowe Kaszuby urokliwie
pofalowane. Przed Nową Karczmą skręciliśmy w
lewo, w kierunku Liniewa, aby ominąć
niezwykle ruchliwy z powodu objazdu odcinek
drogi. Skrót ten miał nas doprowadzić
bezpośrednio do Będomina. Ponieważ jednak
przeoczyliśmy następny skręt i pojechaliśmy
prosto, po dobrych 10 km zauważyłem, że
droga do Kościerzyny bardzo się wydłuża, a
my jesteśmy w Starej Kiszewie. W tym
momencie nie pozostało nic innego, jak
jechać do Kościerzyny, a muzeum w Będominie
tym razem sobie podarować.
Do muzeum lokomotyw w Kościerzynie
dotarliśmy mając na licznikach 80 km.
Dodaliśmy sobie w ,,promocji'' prawie 30 km
;-). Ponieważ jednak takimi drobiazgami
bikerzy się nie przejmują, to niezwłocznie
przystąpiliśmy do oglądania eksponatów.
Niektóre z nich były całkiem spore - miały
po 20 metrów długości i ważyły po 100 ton.
Zwracała uwagę dokładna dokumentacja każdego
parowozu i lokomotywy.
Po sfotografowaniu wszystkiego co tam stało
i posileniu się udaliśmy się do Muzeum
Budownictwa Ludowego w Szymbarku. Ponieważ
przez okrężną drogę do Kościerzyny mieliśmy
mały niedoczas, zdecydowaliśmy się jechać
główną drogą, chociaż koledzy z Trójmiasta
proponowali skrót. Wolałem jednak już nic
nie skracać ;-).
Skansen jest miejscem w którym można spędzić
cały dzień, my jednak mogliśmy przeznaczyć
na to tylko 1,5 godziny. Dzięki uprzejmości
przewodnika - rodowitego Kaszuba, weszliśmy
bocznym wejściem omijając w ten sposób dużą
kolejkę, oraz jako grupa zorganizowana
uzyskaliśmy zniżkę na bilety(6,50 zł zamiast
10 zł od osoby). Wrażenia z pobytu w domu
postawionym na głowie są nie do opisania.
Tam trzeba po prostu być. Inną atrakcją
skansenu jest najdłuższa deska na świecie
wykonana z jednego kawałka drewna. Ma ona
długość 36m i jest wykonana z daglezji,
która rosła w okolicznych lasach. Deska ta
ma stosowny certyfikat wydany przez Księgę
Rekordów Guinnessa. W pomieszczeniu w którym
się ona znajduje, jest też ława podobnej
długości przy której może jednorazowo
zasiąść, bagatela, 220 osób. Przewodnik
zachwalał ją jako idealną do organizacji
wesel. Eksponatem innego rodzaju jest Dom
Sybiraka, który został sprowadzony w całości
z okolic Irkucka na Syberii. Zgromadzona tam
dokumentacja fotograficzna i tekstowa robią
duże wrażenie. Należy stwierdzić, że
Szymbark jest obowiązkowym miejscem
odwiedzin w trakcie wakacyjnych wojaży po
tych okolicach.
My zaś z Szymbarka mieliśmy już tylko trzy
kilometry na Wieżycę, czyli najwyższy szczyt
Kaszub (329 m n.p.m.). Na jej szczycie stoi
wieża widokowa z której rozciąga się
wspaniały widok na okolicę. Niestety, tej
niedzieli było pochmurno i niewiele było
widać. Nie pomogła nawet lornetka, którą
wziąłem na tą okazję. Podjazd na górę jest
dość wymagający, pod koniec prowadzi leśną,
kamienistą drogą.Za to zjazd prowadził
dobrej jakości leśną drogą gruntową a
następnie asfaltem i był rewelacyjnym
doznaniem. W ten sposób wjechaliśmy do serca
Kaszub, czyli Kaszubskiego Parku
Krajobrazowego.
Wspaniałe tafle jezior rozrzucone pomiędzy
pagórkami, opadająca i wznosząca się szosa,
znikomy ruch samochodowy i przyjemna pogoda.
Jazda w tej scenerii stanowiła niekończąca
się radość. Tą zróżnicowaną rzeźbę terenu
zawdzięczamy działalności lodowca, który
zalegał na Kaszubach w zamierzchłych
dziejach.
Wkrótce dojechaliśmy do Chmielna, gdzie
zrobiliśmy nalot na okoliczne sklepy. Muzeum
Ceramiki Kaszubskiej Neclów grupa obejrzała
z zewnątrz, chętnych do wejścia nie było. W
drodze do Kartuz zatrzymaliśmy się jeszcze
przy budowanym od ponad 20 lat zamku w
Łapalicach. Dzieje tej budowli to temat na
odrębną opowieść. Został on przez nas
obfotografowany z każdej możliwej strony i w
tym momencie do obejrzenia został nam
poklasztorny zespół zakonu Kartuzów w
Kartuzach. Kolegiata jest w trakcie remontu,
co nie przeszkodziło nam w jej
fotograficznym uwiecznieniu.
Z uwagi na upływający nieubłaganie czas
zdecydowaliśmy się ostatnie 30 km z Kartuz
do Gdańska pokonać główną drogą przez
Żukowo. Ruch na niej był duży, jednak
kierowcy widząc grupę rowerzystów
zachowywali się poprawnie. Samotną jazdę tym
odcinkiem jednak odradzam. Ciekawostką dla
zmotoryzowanych może być fakt, że krajowa
,,7'' biegnąca przez Elbląg, zaczyna się już
w Żukowie, a nie dopiero w Gdańsku. Do
Gdańska wjechaliśmy ulicą Kartuską, a o
godzinie 18.10 byliśmy na dworcu PKP, skąd
pociągiem wróciliśmy do Elbląga w którym
byliśmy o 20.30. Ciekawe o której był Robert
Woźniak, który do Elbląga wybrał się
rowerem. Musi bardzo nie lubić PKP :-).
Reasumując, pokonaliśmy tego dnia 170 km w
czasie 7h 30min, czyli ze średnią 23,3km/h.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za liczny i
sympatyczny udział i zapraszam już w maju na
wycieczkę do rezerwatu sosny taborskiej oraz
nad Kanał Elbląski. Szczegóły wkrótce.
Pozdrawiam -
Marecki
|
|