Początek zapowiadał
się na zupełnie przyzwoity remis - na chwilę przed przyjazdem
SKM-ki na GRT czekała szóstka elblążan. Na wstępie pomimo
liczebnego remisu mieliśmy przewagę w postaci dziewczyny w swoim składzie.
Wielkie dzięki dla Asi za jej pierwszy raz i odwagę.
Muszę powiedzieć, że desant zaskoczył mnie całkowicie i
bardzo przyjemnie, gdyż na peronie zostałem potraktowany
oryginalną koszulką GRT - wyróżnienie to traktuję jako wielki
zaszczyt.
Po porcji fotek ruszyliśmy spokojnie w trasę, muszę z
wielką przykrością stwierdzić - na odcinku ulicy Grunwaldzkiej
zginęła mam niestety jedyna women. Warunki pogodowe sprawiły,
że trasa stała się zdecydowanie trudniejsza niż zakładały to
najśmielsze plany. Wielkim pocieszeniem był dla mnie fakt, że mogłem spotkać
się koło w koło z Bartkiem Bobrem (wystarczy zerknąć na
klasyfikacje Harpagana).
Za Gronowem Wielkim rozpoczęliśmy podjazd na Wysoczyznę.
Pierwszy punkt postojowy w Przezmarku okazał braki sprzętowe i
jeden z przyjezdnych gości musiał niestety zawrócić z
powodu scentrowania koła. Po przejechaniu przez Sierpin i Wilkowo
do miasta powróciła kolejna dwójka elblążan.
Reszta niepomna zalegającego białego puchu udała się do
Pomorskiej Wsi. Aby dotrzeć do Milejewa przez Kamiennik trzeba było
pokonać jak się okazało "odcinek specjalny do berlinki" - jakież było
jednak nasze
zdziwienie gdy na tej drodze zobaczyliśmy pług odśnieżający.
Euforia minęła jednak bardzo szybko gdy okazało się, że po świeżo
odśnieżonej drodze jedzie się o wiele gorzej. Urozmaiceniem okazał
się jeszcze fakt śnieżycy, która od tej pory towarzyszyła nam
jedynie z krótkimi przejaśnieniami. Milejewo, Ogrodniki i tu
opuszcza nas niestety Marecki.
Najtrudniejszym w całej trasie okazał się odcinek pokonywany do
miejscowości Pagórki (koleiny, zaspy i zamieć) - potem po przejechaniu przez Łęcze było
już tylko z górki.
Kadyny czyli punkt kulminacyjny rajdu osiągneliśmy
w całkiem dobrym humorze. Wizytacja w "Oberży Cesarskiej
zakończyła się sporym zamieszaniem (czytaj: akcja kanapki) -
jednak to był pikuś przy efektownie rozlanym żurku, że o spalonych przy kominku rękawicach
Fransa już nie wspomnę.
Czas był by ruszyć w drogę powrotną czyli na początek
zaserwowaliśmy sobie podjazd do krzyżówki Kadyńskiej, gdzie warstwa śniegu w ciągu
zaledwie dwóch godzin wzrosła o dobre dziesięć centymetrów, a
napchane żołądki dodatkowo ciążyły. Z
powodów czasowych nie zdecydowaliśmy się na zjazd do Suchacza lecz
podążamy już prosto do Elbląga poprzez Łecze, Krasny Las,
Zajazd i Bielany. Trasa jest w tym miejscu bardziej przejezdna więc
oszczędziwszy kilka minut, żegnamy
elbląskiego ::SK:: Arka i zahaczamy jeszcze o Galerię EL i
pozostałości po rzeźbach w śniegu.
Ostatnie chwile na dworcu, czyli oglądanie sprzętu i rozmowy o następnym razie .... |