Już sam nie pamiętam co
mnie podkusiło by wystartować w tej szosowej imprezie.
Ostatecznym decydentem
był trener mój Mikołaj który postanowił zawalczyć o wynik. Ja w planach miałem
jedynie w miarę przyzwoite przejechanie zapodanego dystansu. Widok
Dareckiego na góralu
podczas imprezy szosowej nie był jednak osamotniony
pośród braci rowerowej
która zdecydowała się zawitać na Kaszuby.
Poranek w Biurze Zawodów,
Kościerzyna to wspaniałe miasteczko i naprawdę trafiony
okazuje się być pomysł zorganizowania tak charakternej
imprezy. Tym razem żadnej przedstartowej
gorączki. Start, zadziałała grupowa rowerowa magia i wkrótce następuje próba sił. Czoło
pokaźnego peletonu tak jak się spodziewałem szybko ginie mi z oczu.
Podświadomie wyczuwam, że tam działa Mikołaj. Dopasowuję się
swoimi umiejętnościami i możliwościami do siedmioosobowej spokojnej grupki
z którą wyprzedzamy kolejnych domorosłych "armstrongów".
Niektórzy załapują się na przysłowiowe koło.
W grupce tej jakiś czas jedzie organizator imprezy Andrzej.
Spokojnie dojeżdżamy do Wiela gdzie znajduje się pierwszy punkt
regeneracyjny. Tu grupka dzieli się lecz każdy rozsądnie prze
w kierunku
rozjazdu na długodystansową pętlę. Nie wymiękam i bez żenady
skręcam w prawo w jedynie słusznym kierunku. Towarzyszy mi w
tym momencie Robert Daduń z Gdyni z którym wspólnie pokonuję
większość kaszubskiej pętli. Drugi punkt regeneracyjny w Lasce
mijam jedynie łapiąc w locie podaną butelkę z wodą. Czuję
lekkie zgrzyty w suporcie, czy aby wytrzyma do końca? Kierunek
odległe Charzykowy.Tu pomimo szczerych chęci nie decyduję się na
gorący posiłek w restauracji. Jazda ruchliwą drogą w
kierunku Bytowa też ma swój urok. Bardzo miłe okazują się
kolejne
zaplanowane
krótkie postoje w Lipnicy i Półcznie. Na tym drugim powstaje
kolejny raz samozwańcza grupa i nieźle zapodajemy do
Sulęczyna. Meta już blisko, a sił coraz mniej. Z Sulęczyna
ruszam samotnie wolno cisnąc na pedały. Po chwili grupka
dochodzi mnie, a przed Stężycą spotykam jadącego pod prąd
niezmordowanego Mikołaja. Waluś po zaliczeniu mety i
wywalczeniu czwartego miejsca, postanowił jeszcze wspomóc
mnie duchowo na końcówce trasy. Na rynku w Kościerzynie
gdzie usytuowana jest meta panuje wspaniała sielsko -
makaronowa atmosfera.
Mikołaj uświadamia mnie,
że straciłem do niego godzinę pięćdziesiąt pięć minut, a
jednak wygrałem. Warto było ścigać się o pięciominutową
focaccie.
Dystans 215
kilometrów pokonałem w czasie 8 godzin i 36 minut z średnia
prędkością 25,7 km/h.
Darecki
|