KASZEBE RUNDA
KOŚCIERZYNA  -  26.05.2007


Już sam nie pamiętam co mnie podkusiło by wystartować w tej szosowej imprezie. Ostatecznym decydentem był trener mój Mikołaj który postanowił zawalczyć o wynik. Ja w planach miałem jedynie w miarę przyzwoite przejechanie zapodanego dystansu. Widok Dareckiego na góralu podczas imprezy szosowej nie był jednak osamotniony pośród braci rowerowej która zdecydowała się zawitać na Kaszuby.
Poranek w Biurze Zawodów, Kościerzyna to wspaniałe miasteczko i naprawdę trafiony okazuje się być pomysł zorganizowania tak charakternej imprezy. Tym razem żadnej przedstartowej gorączki. Start, zadziałała grupowa rowerowa magia i wkrótce następuje próba sił. Czoło pokaźnego peletonu tak jak się spodziewałem szybko ginie mi z oczu. Podświadomie wyczuwam, że tam działa Mikołaj. Dopasowuję się swoimi umiejętnościami i możliwościami do siedmioosobowej spokojnej grupki z którą wyprzedzamy kolejnych domorosłych "armstrongów". Niektórzy załapują się na przysłowiowe koło. W grupce tej jakiś czas jedzie organizator imprezy Andrzej. Spokojnie dojeżdżamy do Wiela gdzie znajduje się pierwszy punkt regeneracyjny. Tu grupka dzieli się lecz każdy rozsądnie prze w kierunku rozjazdu na długodystansową pętlę. Nie wymiękam i bez żenady skręcam w prawo w jedynie słusznym kierunku. Towarzyszy mi w tym momencie Robert Daduń z Gdyni z którym wspólnie pokonuję większość kaszubskiej pętli. Drugi punkt regeneracyjny w Lasce mijam jedynie łapiąc w locie podaną butelkę z wodą. Czuję lekkie zgrzyty w suporcie, czy aby wytrzyma do końca? Kierunek odległe Charzykowy.Tu pomimo szczerych chęci nie decyduję się na gorący posiłek w restauracji. Jazda ruchliwą drogą w kierunku Bytowa też ma swój urok. Bardzo miłe okazują się kolejne zaplanowane krótkie postoje w Lipnicy i Półcznie. Na tym drugim powstaje kolejny raz samozwańcza grupa i nieźle zapodajemy do Sulęczyna. Meta już blisko, a sił coraz mniej. Z Sulęczyna ruszam samotnie wolno cisnąc na pedały. Po chwili grupka dochodzi mnie, a przed Stężycą spotykam jadącego pod prąd niezmordowanego Mikołaja. Waluś po zaliczeniu mety i wywalczeniu czwartego miejsca, postanowił jeszcze wspomóc mnie duchowo na końcówce trasy. Na rynku w Kościerzynie gdzie usytuowana jest meta panuje wspaniała sielsko - makaronowa atmosfera.

Mikołaj uświadamia mnie, że straciłem do niego godzinę pięćdziesiąt pięć minut, a jednak wygrałem. Warto było ścigać się o pięciominutową focaccie.

Dystans 215 kilometrów pokonałem w czasie 8 godzin i 36 minut z średnia prędkością 25,7 km/h.

Darecki       

 


ARCHIWUM