Na Placu Dworcowym
pojawiło się 30 (!!!) (słownie: trzydziestu)
rowerzystów, spragnionych morskich kąpieli w
otwartym morzu. Miło było powitać dwie bikerki,
wszyscy mamy nadzieję ze nie widzimy Was dziewczyny
po raz ostatni.
Podróż do Gdyni upłynęła miło i bez komplikacji za
strony PKP. W Gdyni dołączyły do nas jeszcze osoby z
Trójmiasta i w łącznej liczbie 70 kół pojechaliśmy
pod przewodnictwem Jarka Wardy. Darecki obstawił
przód peletonu, ja zaś kręciłem spokojnie z tyłu.
Wyjeżdżając z miasta pokonaliśmy przecudnej urody
podjazd, który ostatecznie zlikwidował resztki snu u
co większych śpiochów oraz rozgrzał całe
towarzystwo.
Kilka prawdziwie górskich serpentyn, przy których
reklamowane jako jedyne w Polsce północnej
serpentyny na Mazurach ( patrz moja relacja z WMC)
wysiadają w przedbiegach.
Dalsza droga biegła przez Kosakowo, Dębogórze i
Mosty do Mrzezina, które minęliśmy nieco z boku
prowadzeni znającym wszystkie lokalne ścieżki
Jarkiem. Następnie zameldowaliśmy się w Osłoninie,
skąd piękną aleją lipową z nieco mniej pięknym
asfaltem dojechaliśmy do Rzucewa. Tam obejrzeliśmy
zamek Jana III Sobieskiego w którym jest obecnie
hotel, zrobiliśmy nieco fotek i poganiani unoszącym
się mocnym fetorem pojechaliśmy w dalszą drogę. Tak
na marginesie zamek architektonicznie jest bardzo
podobny do zamku w Karnitach koło Ostródy.
Za Rzucewem szlak wiódł klifem z którego rozciągał
się wspaniały widok na Zatokę Pucką i Mierzeję
Helską. W dwóch miejscach wystąpiły strome zjazdy i
podjazdy, które niektórzy rowerzyści musieli pokonać
z buta. Wkrótce dojechaliśmy do Pucka, gdzie
wjechaliśmy na polbrukową drogę rowerową. Z małą
przerwą w okolicach Swarzewa jechaliśmy nią aż do
Jastarni. Od Władysławowa pojawiła się na niej masa
pieszych i było to jedyne znaczące utrudnienie.
W Chałupach grupa opanowała mały bar, tutaj też
zapadły indywidualne decyzje co do sposobu
wykorzystania pozostałego czasu. Część osób chciała
zwiedzać, część kąpać, część konsumować, część
pędzić na Hel, część wracać pociągiem z Helu,
nieliczni rowerami. Pomysłów było dużo, pewnikiem
było to, że o 19:05 odjeżdża ostatni pociąg z Gdyni
do Elbląga.
Za Jastarnią droga rowerowa prowadziła lewa stroną,
zupełnie jak na Wyspach ;-), a to dlatego że po
prawej jest ośrodek prezydencki. Mam nadzieję że
powyższym zdaniem nie zdradziłem żadnej tajemnicy
państwowej. Nie był to już polbruk, a drobny jasny
szuter, miejscami dość nierówny. Jednak
najważniejsze było pełne odseparowanie od ruchu
kołowego, a i piesi już tutaj nie występowali.
Zwiedziliśmy liczne zabytki techniki wojennej z
czasów II wojny światowej i w końcu zameldowaliśmy
się na Helu.
W lokalnym wyszynku zapoznaliśmy się z bałtycką
rybką, a co niektórzy z kaszubskim mięskiem
wieprzowym. Pojechałem też nad otwarte morze aby
dokonać , wstyd się przyznać, pierwszej w tym
sezonie słonej kąpieli. Z powodu małej ilości czasu
ablucja była niezmiernie krótka, ale była.
Po powrocie do miasta okazało się że tylko szóstka
bikerów jest skłonna zmierzyć się z dystansem
powrotnym. Ponieważ limit czasu obowiązywał (Gdynia
19:05) ruszyliśmy asfaltem. Mając sprzyjający wiatr
i chyba lekko z górki aż do rogatek Władysławowa
jechaliśmy prędkością 30-32 km/h. Potem natknęliśmy
się na korek i zgrabnie wskoczyliśmy na znajomą
drogę rowerową. A blachosmrody posuwały się w żółwim
tempie :-))). ROWER-POWER ;-).
Przed Puckiem doszliśmy grupę SopotKillers z
elbląskimi dodatkami w sile 5 bikerów. Dwóch z nich
postanowiło kontynuować jazdę z nami. Poganiani
korzystnym wiatrem i upływającym czasem do magicznej
godziny ,,0'' czyli 19.05 nie zjeżdżaliśmy już z
asfaltu i przez Żelistrzewo, Mrzezino, Dębogórze i
Kosakowo dojechaliśmy do Gdyni w której byliśmy o
18:45 po przejechaniu 168 km ze średnią 21,45 km/h.
Dziękując wraz z Dareckim wszystkim za wspólny
wyjazd zapraszam już wkrótce na kolejną wycieczkę.
Będzie to rowerowe pożegnanie lata. Pozdrower.
Marecki
|