Na
Placu Jagiellończyka pojawiło się ośmiu elbląskich
bikerów, którzy nie zniechęcili się niską
temperaturą oraz szarością panującą dookoła i
postanowili aktywnie spędzić niedzielne
przedpołudnie. Poczekaliśmy kilka chwil, bo dotarły
do mnie wcześniej sygnały, że dołączą do nas
koledzy z Grupy Rowerowej Trójmiasto (GRT), którzy
mieli przyjechać do Elbląga pociągiem. Na Plac
Jagiellończyka wjechali prowadzeni przez Dareckiego
w sile 12 kół. Nieco przed nimi na plac przybył
Flash – biker z Gdańska, przeciwnik komunikacji
masowej, który Żuławy pokonał tego dnia na rowerze i
co warte pochwały, nie dał zarobić PKP.
Tak więc na wspólną jazdę wybrało się 15 rowerzystów
i co godne podkreślenia, jedna rowerzystka z GRT.
Ech, kiedy dziewczyny z Elbląga zaczną z nami
jeździć? Ulice Browarna i Mazurska wyprowadziły nas
z Elbląga i przez Rubno i Nowakowo dojechaliśmy do
krzyżówki na Batorowo. Trasa wycieczki wydawała się
lekka, łatwa i przyjemna a nawigacja nie powinna
sprawiać żadnych trudności. Ale jak to z założeniami
bywa, wyszło nieco inaczej. Ale po kolei.
Droga wiodła wzdłuż widocznej po prawej stronie
Zatoki Elbląskiej i prowadziła niezłej jakości
asfaltem. Wkrótce jednak nawierzchnia ta ustąpiła
miejsca betonowym płytom, którym jechaliśmy tuż przy
wale przeciwpowodziowym. Co jakiś czas ktoś wspinał
się na wał aby zrobić fotki krajobrazowe.
Dokonaliśmy też inspekcji samego wału – zdaje się
być w dobrym stanie. Gdy dojechaliśmy do Złotej
Wyspy zrobiłem mały rekonesans w jej głąb i
oceniłem, że nie ma szans na jej eksplorację z
powodu zbyt dużej wilgotności podłoża, czyli mówiąc
po rowerowemu – jest błoto po piasty. Zrobimy to w
wakacje. Tak więc skręciliśmy w lewo i dalej
pojechaliśmy wzdłuż wału w kierunku ujścia Nogatu.
Czas mijał na rozmowach i podziwianiu krajobrazu
jesiennych Żuław. Poszukiwane ślady zimy objawiały
się tylko nielicznymi płatami topniejącego śniegu. W
końcu dojechaliśmy do Wyspy Kępa – czyli małego
kompleksu leśnego, który leży przy samym ujściu
Nogatu do Zalewu Wiślanego. Ponieważ w planach
mieliśmy je ujrzeć, ruszyliśmy naprzód. Wkrótce
płyty ustąpiły miejsca drodze gruntowej, która
prowadziła po koronie wału. Początkowo jechało się
po trawie całkiem dobrze, ale stopniowo trawa
stawała się coraz wyższa a ślad kolein coraz
mniejszy. W pewnym momencie, po analizie okolicy
oznajmiłem, że jesteśmy naprzeciwko ujścia Nogatu.
Wszyscy musieli uwierzyć mi na słowo, bo poza morzem
trzcin nic nie było widać. Podejrzewam, że po
trzcinowych żniwach widoczność się poprawi. Dalsza
ścieżka na wale wyglądała na dość trudną, ale grupa
nie zamierzała wracać tą samą drogą. Ruszyliśmy więc
do przodu. Po chwili okazało się że dalsza jazda
jest niemożliwa. Zaczęła się żuławska dżungla. Wał
okazał się totalnie zarośnięty drzewami, krzakami,
chwastami i wszystkim co tylko ma korzenie.
Momentami nic nie było widać i prowadziłem grupę na
tzw. ,,azymut’’. Walka z roślinnością trwała dobre
2-3 km, co zajęło nam prawie godzinę! Nie
przypominam sobie tak trudnego odcinka. W końcu
jednak udało nam się dotrzeć do drogi prowadzącej do
Nowotek i to był koniec naszych zmagań terenowych.
Grupa o dziwo mnie nie zlinczowała, za co jestem im
bardzo wdzięczny :-).
W moim rowerze ilość liści, patyków i gałęzi
przekroczyła wszelkie limity a na sobie miałem
mnóstwo przyklejonych ,,rzepów’’. I tak do łatwej,
lekkiej i przyjemnej wycieczki wkradł się czynnik
ekstremalny. Dalsza droga była już normalna, to
znaczy nie rozstawaliśmy się już z asfaltem. Przez
Nowotki i Cieplice dojechaliśmy do drogi Nowakowo -
Marzęcino. Część elbląskiej grupy postanowiła wrócić
do miasta przez Nowakowo, zaś reszta zgodnie z
planem skręciła w prawo i pojechała w kierunku Kępy
Rybackiej. Na skrzyżowaniu przed promem w Kępinach
GRT pożegnała się z nami i zgodnie ze swoim planem
popedałowała w kierunku Tczewa przez Marzęcino, Nowy
Dwór Gdański i Nowy Staw. My zaś przez Kępę, Bielnik
II i Kazimierzowo wróciliśmy do Elbląga testując
przy okazji drogę rowerową przy ,,7’’. Nienajgorsza
jest. Na zjeździe z wiaduktu grupa rozproszyła się w
sobie wiadomych kierunkach i to był koniec
wycieczki.
Reasumując, pokonaliśmy tego dnia 51 km w czasie 3
godzin 10 minut, co dało średnią 16,45 km/h.
A
już w grudniu zapraszam na ,,wielkie żarcie’’ w
Nowym Stawie. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi , a
pozostali dowiedzą się już wkrótce.
Do
zobaczenia ... Marecki
|